Obecnie Accustic Arts ma w swojej ofercie kompletne systemy - kolumny, wzmacniacze i odtwarzacze CD, na kablach sieciowych i listwach skończywszy. Accustic Arts Power ES - to jedno z dwóch urządzeń podstawowej serii ES, w skład której wchodzi jeszcze odtwarzacz CD-Player ES. Dalej jest już tylko drożej - Top Series i Reference Series.
Na przedniej ściance Accustic Arts Power ES znajdziemy dumne napisy: "Premium Integrated Power Amplifier" oraz "Handmade in Germany". Ta druga informacja wzmocniona jest jeszcze przez odpowiedni napis na otwierającym instrukcję obsługi "Quality Certificate" z podpisami czterech pracowników, odpowiedzialnych za poszczególne etapy produkcji i kontroli jakości. Ów napis brzmi: "We guarantee that this premium quality product is Handmade in Germany".
Pierwsza informacja, dotycząca rodzaju urządzenia, z którym mamy do czynienia, jest o tyle intrygująca, że zawiera dwie, dotychczas w naszej nomenklaturze wykluczające się nazwy kategorii.
"Wzmacniacz zintegrowany" oraz "wzmacniacz mocy" połączono w hybrydę "zintegrowany wzmacniacz mocy"... Oczywiście łatwo to zweryfikować - to klasyczny wzmacniacz zintegrowany, tzw. "integra", której ważną składową jest w dodatku rozbudowana sekcja MM/MC.
Acoustic Arts Power ES - front
Na froncie (5-mm płyta aluminiowa) wyróżnia się logo firmy oraz dwie chromowane, duże gałki. Jedną zmieniamy wejście, drugą regulujemy wzmocnienie. Mamy wyraźny punkt początkowy i końcowy, można więc przypuszczać, że tłumieniem sygnału zajmuje się klasyczny potencjometr oporowy.
Pomiędzy pokrętłami mamy jeszcze dwie duże diody oraz odbiornik podczerwieni. Kilka słów o tym ostatnim: współpracuje z nim minimalistyczny, niewielki plastikowy pilot zdalnego sterowania RC II, na którym są tylko dwa przyciski sterujące wzmocnieniem.
Dioda niebieska wskazuje gotowość wzmacniacza do pracy, zaś czerwona - informuje o zadziałaniu układów zabezpieczających. Za pomocą selektora źródeł możemy wybrać wśród czterech wejść stereofonicznych (trzy liniowe, jedno gramofonowe) oraz wejście "surround", umożliwiające włączenie urządzenia w system kina domowego; wówczas sygnał trafia bezpośrednio na końcówkę mocy, z pominięciem wszystkich układów przedwzmacniacza (można je też wykorzystać łącząc z AA odtwarzacz CD ze zintegrowanym przedwzmacniaczem).
Accustic Arts Power ES - przyłącza
Na tylnej ściance wejście gramofonowe (a właściwie dwa - osobne dla MC i osobne dla MM) jest oddalone od pozostałych i uzbrojone w mikroprzełączniki, którymi wybieramy pojemność obciążenia. Wejście MC ma stałą impedancję wejściową 100 Ω (najczęściej używaną), zaś MM - 47 kΩ. Pojemność ustalamy w czterech krokach: od 50 pF do 370 pF.
Gniazda wejściowe są od siebie znacznie oddalone, można więc stosować dowolne interkonekty. Wyglądają bardzo porządnie - to drogie, wkręcane elementy WBT. Obok umieszczono dwie pary gniazd głośnikowych - też są złocone, solidne, chociaż nie jestem pewien, czy to WBT.
Uwagę zwracają aż trzy, osobne zaciski masy - dwa służą do podłączenia masy ramienia gramofonowego, trzeci do uziemienia obudowy wzmacniacza. Przypomina to praktykę Japończyków, którzy niemal zawsze w swoich produktach umieszczają taki zacisk i zachęcają do prowadzenia osobnych, grubych kabli łączących obudowy wszystkich urządzeń - ma to zmniejszyć szumy systemu.
W górnej aluminiowej płycie Accustic Arts Power ES wycięto tylko niewielkie szczeliny. Wzmacniacz składa się z trzech niezależnych modułów: dwóch płytek przedwzmacniacza i dużej płytki końcówki mocy. Pierwsza z nich przykręcona jest pionowo do tylnej ścianki. Znajduje się na nim selektor wejść, w konstrukcji którego użyto hermetycznych przekaźników.
Czytaj również: Co to znaczy zmostkować wzmacniacz?
Na tej płytce znalazł się też przedwzmacniacz gramofonowy, a na jego wejściu pracują niskoszumne układy scalone Burr-Brown OPA37GP, z kolei na wyjściu - równie dobre układy Analog Devices AD797. Towarzyszą im znakomite elementy bierne, takie jak polipropylenowe kondensatory Wima, kondensatory tantalowe i precyzyjne oporniki.
Z płytki wejściowej sygnał trafia krótkimi kabelkami na drugą płytkę przedwzmacniacza, wpiętą piętrowo do płytki końcówki mocy. Tu na wejściu umieszczono czarny potencjometr Alpsa. Dalej są dwa Burr-Browny OPA604 wzmacniające sygnał, a obok widać rozbudowany, niskoszumny układ stabilizacji napięcia.
W niemieckim wzmacniaczu położono nacisk na zasilanie. Osobne uzwojenia biegnące ze sporego transformatora toroidalnego otrzymały końcówki mocy (każda z osobna), przedwzmacniacz liniowy i gramofonowy, układy logiki i przekaźniki wejściowe.
Końcówkę mocy zbudowano z pojedynczymi parami komplementarnymi w sekcji prądowej i z pojedynczymi układami scalonymi widocznymi na wejściu - być może te ostatnie pracują tylko w układzie sprzężenia zwrotnego.
Tranzystory sekcji prądowej to pary 2SK1058+2SJ162 typu MOS-FET. Przykręcono je do sporego, aluminiowego kątownika, a ten do solidnego, pojedynczego radiatora. Jest on ustawiony równolegle do tylnej ścianki i ekranuje wejścia przez układami zasilającymi i wzmacniającymi.
Odsłuch
Niemiecki wzmacniacz Accustic Arts Power ES robi duże wrażenie już od pierwszych minut odsłuchu. Kiedy trochę powęszymy, skrobniemy to tu, to tam, dojdziemy do tego, co w nim nie jest perfekcyjne, co zostało "zrobione", żeby taki efekt osiągnąć. Mimo to, pierwsze wrażenie rzutuje na wszystkie następne odsłuchy.
"Zrobienie" tego dźwięku polega na tym, że środek pasma jest mocny, dopalony a przy tym bardzo dobrze różnicowany. Jest namacalny i jednocześnie zrywny, zaś pierwszy plan - wyraźny, lecz scena też głęboka, co tylko podkreśla wyjątkowość tego, co pojawia się tuż przed nami.
Jeśli ktoś lubi nagrania gitarowe albo po prostu takie, w których ten instrument jest ważny, może się w takim wzmacniaczu zakochać. Specjalnie pod tym kątem posłuchałem zaraz po sobie płyt Jima Halla, Wesa Montgomery’ego, Dominica Millera i Dire Straits, przede wszystkim "Brothers in Arms" w wersji XRCD2.
Gitary oddane są "tu i teraz" w niezwykle przekonujący sposób. Mają atak i ciepłe, gęste wybrzmienie. Ta część pasma pokazywana była w trójwymiarowy sposób, budując coś więcej niż tylko pewną sekwencję dźwięków, tworząc atmosferę żywego grania.
Również brzmienie blach Accustic Arts Power ES jest mocne, chociaż sama najwyższa góra wydaje się już cofnięta, przez co uderzenia są dość szybko wygaszane. Mogłoby się więc wydawać, że szczególnie dobrze zostaną pokazane wokale; owszem, są ładne, ale nie w taki sposób, w jakim sugerowało to brzmienie gitar.
Nosowo nagrane głosy, jak chociażby Cassandry Wilson z płyty "Silver Pony", będą jeszcze bardziej nosowe. Dzięki ładnemu rysowaniu brył na średnicy nie dojdzie do ich zlania się z tłem, ale nie będzie to tak plastyczny i bezpośredni głos, jak zdarza się to słyszeć gdzie indziej.
Wracając do płyty Dire Straits - wersja, której słuchałem, została przygotowana w procesie XRCD2, jest jednak nieco sucha, trochę "płytka" tonalnie. Z kolei całość - dobrze zrównoważona, niczego jej nie brakuje, jednak najczęściej gra trochę zbyt płasko. A z niemieckim wzmacniaczem zagrała pięknie, znakomicie, naprawdę świetnie. Nie brakowało wypełnienia, góra nie dominowała, zaś gitary i głos lidera zyskały na wypełnieniu.
To był pierwszy krążek Straits zarejestrowany cyfrowo i ma znamiona chorób wieku dziecięcego tego formatu, na które Accustic Arts Power ES znalazł jakieś lekarstwo! Jest nim gęsta, mocna, przesunięta nieco w dół średnica, co warto podkreślić ponownie.
A co można powiedzieć o zakresie niskotonowym? Jego średnia i wyższa część mają dynamikę oraz dobre różnicowane, jednak najniższy bas staje się luźniejszy i delikatniejszy. To nie jest urządzenie, które będzie pompowało dowolnie dużo prądu.
Interesująco przedstawia się całościowa dynamika. Accustic Arts Power ES nie jest mistrzem szybkości, jednak wszystko jest tak ze sobą połączone, że osiągnięta zostaje niepospolita żywość i naturalność. Nawet płyty z mocnym, masywnym brzmieniem nie stają się zbyt ciężkie, prezentują dobrą plastykę i motorykę.
Accustic Arts Power ES nie jest kolejnym wzmacniaczem, który jest "ciepły" czy "jasny". Jeśli jednak trzeba by było wskazać na dominujący element w jego dźwięku, to z pewnością będzie to "namacalność" środka. Ten zakres jest tu najładniejszy i starannie ukształtowany, a przy tym niezmanierowany zbytnią miękkością.
Uncompressed world
Dwie płyty CD wydane przez Accustic Arts Audiophile Recording, wytwórnię założoną przez Accustic Arts, noszą tytuły: "Uncompressed World" oraz "Uncompressed World Volume 2". W ich przygotowaniu chodziło przede wszystkim o pokazanie nagrań, przy których nie korzystano z kompresorów dźwięku i zachowano na nich oryginalną dynamikę.
Kompresja jest bowiem przekleństwem współczesnej techniki nagraniowej, jej opętane stosowanie doprowadziło do tzw. "loud war", a więc do nagrywania w taki sposób, aby dany kawałek brzmiał w radiu jak najgłośniej.
O ile w przypadku transmisji FM, i to przez radia formatowane, a więc również z niesamowicie kompresowanym dźwiękiem, nie jest to specjalnie dokuczliwe (bo i tak takich radiostacji nie da się słuchać...), o tyle na tunerze wysokiej klasy, z dobrego źródła, a przede wszystkim na CD, tego typu zabiegi odbierane są jak kop prosto w jaja...
Wydaje się, że brak kompresji i krótka ścieżka sygnału (i oczywiście klasa muzyków) były najważniejszymi elementami konstytuującymi brzmienie jazzu z lat 50. i początku 60. Dlatego do dzisiaj nagrania te są wzorcem.
Jednym ze sposobów na zrobienie kroku w dobrą stronę jest wyeliminowanie ze ścieżki sygnału kompresora. Druga rzecz wiąże się z umiejętnym przekonwertowaniem sygnału 24-bitowego (tak się najczęściej rejestruje dźwięk) na 16-bitowy (format CD).
Przy tego typu zamianie niewielka kompresja jest konieczna - dysponujemy przecież znacznie mniejszą dynamiką. Dlatego ludzie z AA zastosowali do tego celu oryginalny algorytm ditheringu POW-R #1, mający tę zmianę w jakiejś mierze złagodzić. Mimo że są to płyty CD, możemy "powąchać" nieskompresowany, dynamiczny dźwięk, jakby pochodził on z pliku "master".