Zresztą wyróżnia się i tutaj, bo jak indywidua to indywidua – nie ma w tym teście dwóch podobnych kolumn, reprezentujących ten sam styl techniczny i wzorniczy, choćby nawet w ogólnej perspektywie bardzo rzadki.
Piega Ace 50 można uznać za kontrpropozycję wobec każdej z czterech pozostałych. Wobec modelu Blumenhofer Fun 13 MKII – w obudowie o znacznie mniejszej objętości pracuje znacznie więcej przetworników; wobec Chario Constellation Cygnus mkII - obudowa jest nowoczesna, aluminiowa, zamiast stylizowana klepkami litego drewna.
Wobec KLH – obudowa jest ekstremalnie szczupła, z niskotonowymi niewielkiej średnicy, zamiast... wiadomo; wreszcie wobec Linna – tutaj sięgniemy głębiej i zdradzimy ustalenia Laboratorium i odsłuchu: strojenie Ace 50 to ostoja neutralności, a Majika 140 to jazda po bandzie.
Oryginalność Piegi Ace 50 nie jest tak porażająca, bowiem wiąże się zarówno z bardziej uniwersalną nowoczesnością formy i techniki, jak też ze zupełnie... przeciętnymi rezultatami końcowymi, w dobrym tego słowa znaczeniu.
Piega, inaczej niż Linn, nie stosuje ekscentrycznych rozwiązań, aby uzyskać niezwykłe efekty. Piega Ace 50 to propozycja dźwięku porządnego, dobrze ułożonego, naturalnego i subtelnego, płynącego z konstrukcji kuszącej zarówno niewielkimi gabarytami, doskonałym wykończeniem, jak i technicznym wyrafinowaniem.
To w zasadzie podsumowanie testu, mogące niektórym wystarczyć, ale my przechodzimy do szczegółów. Nie od rzeczy będzie też przypomnienie profilu firmy, bo chociaż występuje ona w AUDIO nie po raz pierwszy, to gościem jest rzadkim – ostatni raz pisaliśmy o niej ponad 4 lata temu.
Firma powstała w 1986 roku w Szwajcarii, do dzisiaj ma tam swoją siedzibę i chwali się, że produkcja jest kontynuowana wyłącznie w dwóch fabrykach, niedaleko Zurychu.
To mocny argument w czasach, gdy wiele firm przeniosło przynajmniej część produkcji do tańszych lokalizacji. Stąd też w ofercie Piegi nie ma propozycji niskobudżetowych, nie ma ich też zresztą u konkurentów, co jednak nie przeszkadza niektórym z nich przenosić produkcję na Daleki Wschód.
Ponadto Piega to wciąż firma rodzinna, prowadzona obecnie przez potomków jednego z dwóch założycieli. Nie przechodziła głębokich przekształceń własnościowych ani kryzysów, zajmuje się nadal tym samym, od czego zaczęła – wysokiej klasy zespołami głośnikowymi, nie interesują jej soundbary, słuchawki czy sprzęt przenośny.
Nowoczesność w ofercie Piegi polega przede wszystkim na dużym udziale konstrukcji aktywnych i bezprzewodowych, przy czym nie należy ich jednak mylić z popularnymi "głośnikami bezprzewodowymi".
Czytaj również: Jakie znaczenie ma moc, a jakie efektywność zespołów głośnikowych?
W prezentacji Majika 140 poświęciliśmy dużo miejsca wyjaśnieniu specyfiki opcji aktywnej i skomplikowanej polityki Linna. W przypadku Piegi jest ona prostsza, bo nie została uwikłana w tworzenie całego firmowego systemu. Aktywne kolumny Piegi są przygotowane do współpracy z urządzeniami (źródłowymi) innych firm, mają więc już wbudowane wzmacniacze (i aktywne zwrotnice); komunikacji bezprzewodowej służy zewnętrzny moduł.
Nie można za to apgrejdować wersji pasywnych do aktywnych. Mimo że również Piega przedstawia argumenty na rzecz układów aktywnych, w dwóch najlepszych seriach – Master Line Source i Coax – są tylko konstrukcje pasywne; najbardziej wymagający audiofile wciąż trzymają się klasycznych rozwiązań systemowych, chociaż same kolumny głośnikowe z tych serii nie wyglądają klasycznie (zwłaszcza topowe Master Line Source).
Piega to przede wszystkim zaawansowanie i innowacje w zakresie przetworników i obudów, więc high-endowe modele tej firmy mają się czym pochwalić nawet w wersjach pasywnych. Dopiero dwie niższe serie – Premium i Ace – pojawiają się w wersjach pasywnej i aktywnej, nazwanej Wireless.
I tutaj jest pies pogrzebany, bo dla większości klientów największą atrakcją nie jest aktywność i płynące z niej samej zalety (wielu mniej biegłych w ogóle nie zna tego rozróżnienia), lecz bezprzewodowość – w powszechnym odbiorze jednoznaczna zaleta (wnikanie w jej ograniczenia to znowu temat dla ekspertów). A ponieważ nie ma bezprzewodowości bez aktywności, więc tą drogą aktywność rozszerza swoje wpływy.
Jest natomiast aktywność okablowana – na sposób znany np. z Linna, z zewnętrznymi wzmacniaczami – ale w takiej wersji nie zdobędzie ona szerokiego poparcia. W ten sposób temat kolumn aktywnych mamy obrobiony przy okazji testu dwóch kolumn... pasywnych, bowiem testowane Piegi Ace 50 pochodzą ze "zwykłej" serii Ace.
Czytaj również: Czy długość przewodów ma wpływ na pracę kolumn?
W niektórych seriach są głośniki centralne (również w serii Ace), więc Piega nie ogranicza się do systemów stereofonicznych, a nie przesądzając o sposobie wykorzystania, oferuje też trzy subwoofery i jeden głośnik instalacyjny.
Jest też trochę mniej i bardziej audiofilskich akcesoriów: kable, kolce, standy, cokoły, maskownice, uchwyty ścienne proste i z przegubem kulowym. I mamy już za sobą prawie całą ofertę Piegi, jednak na koniec zostawiłem szczególną ciekawostkę – ostatni dostępny jeszcze model najtańszej serii Classic, podstawkowy Classic 3.0. Sam w sobie skromny, w regularnej, prostopadłościennej obudowie...
Nie byłoby o czym pisać, jednak ten niedobitek kiedyś liczniejszej serii Classic jest pamiątką po czasach, kiedy Piega postanowiła nie ograniczać się do konstrukcji z aluminiowymi obudowami, co pozwoliło jej zejść na trochę niższe pułapy cenowe.
Prawdopodobnie było to nieopłacalne, bo wciąż nie były one tanie, a już nie miały tego atutu zaawansowania i fi rmowej specjalizacji. Teraz Piega może się już chwalić, że wszystkie jej kolumny (pomijając model Classic 3.0, który pewnie niebawem też zniknie, i dwa subwoofery) mają obudowy aluminiowe.
Ma to ścisły związek ze wspomnianą produkcją w Szwajcarii – to kraj o wysokiej kulturze technicznej, zasobny w technologie, doskonałe maszyny i narzędzia, ale o wysokich kosztach pracy; składanie tam nie mniej pracochłonnych obudów z MDF-u nie ma sensu, gdy aluminiowe można wytwarzać niewiele drożej.
Początki firmy i jej "mit założycielski" wiążą się ze wstęgowym przetwornikiem wysokotonowym, który w połowie lat 80. był czymś wyjątkowym. Piega była wtedy jednym z niewielu producentów stosujących ten rodzaj tweetera. Zresztą nie tylko stosującym, gdyż od początku należała do jeszcze węższej grupy firm, które je samodzielnie projektują i wykonują.
Małe manufaktury zwykle zaczynają produkcję zespołów głośnikowych od montowania przetworników (dowolnego typu) pochodzących od uznanych specjalistów w tej dziedzinie, a nawet osiągając dużą skalę produkcji często trwają przy takiej kooperacji (przykładem Linn).
Jednak Piega od początku chciała błysnąć czymś własnym, w przenośni i dosłownie, bo wstęgowe wysokotonowe łatwo zauważyć. I znowu ma to związek z miejscem narodzin – Szwajcarzy znani są z mechaniki precyzyjnej i nawet nie wypada przypominać najlepszego na to przykładu.
Każdy wysokotonowy wymaga precyzji, również "zwykłe" kopułki, ale wstęgowe – do potęgi. Cieniutka folia o powierzchni większej od powierzchni standardowej jednocalowej kopułki, za to 30 razy lżejsza (7 mg przy powierzchni 26 x 42 mm), z wytrawionymi ścieżkami przewodzącymi zamiast doklejonych cewek, umieszczona przed zestawem magnesów neodymowych, musi zostać przygotowana i wklejona idealnie.
Znacznie później Piega przygotowała już coś zupełnie unikalnego i odlotowego – układ koaksjalny, złożony z przetworników wstęgowych, stosowany teraz w różnych wersjach i konfiguracjach w seriach Master Line Source i Coax. Klasyczna wstążka wysokotonowa pracuje w serii Premium/Premium Wireless, natomiast w serii Ace...
Tutaj Piega poszła na pewien kompromis, jednak blisko spokrewniony z techniką wstęgowych wysokotonowych: W serii Ace stosowany jest przetwornik typu AMT.
"Prawdziwy" przetwornik wstęgowy był i jest rzadko stosowany, jednak przetwornik typu AMT (Air Motion Transformer) był w przeszłości jeszcze większym rarytasem, bowiem chroniony patentem, pojawiał się w konstrukcjach tylko kilku firm na świecie.
Wraz z wygaśnięciem praw patentowych dosłownie rzuciła się na niego chmara producentów, którzy wcześniej w ogóle nie mieli do czynienia z jakimikolwiek przetwornikami wstęgowymi. Niektórzy produkują je sami, niektórzy kupują od innych firm, wielu używa własnych określeń, aby wyróżnić się zupełnie pozorną oryginalnością.
Czy popularność AMT (obecnie większa niż przetworników wstęgowych) wiąże się z lepszymi "osiągami", czy też z niższymi kosztami produkcji? Dobra jakość może sprzęgać się z umiarkowanymi kosztami przy dużej skali, jednak w hierarchii Piegi wyżej znajduje się przetwornik wstęgowy, wciąż produkowany samodzielnie (a więc... w Szwajcarii, raczej nie "po taniości"), w dodatku zwiększający swój prestiż wspomnianymi układami koncentrycznymi.
Związek między klasyczną wstęgą a AMT już nieraz wyjaśnialiśmy, ale i teraz dodamy w komentarzu coś nowego. W pierwszym typie membrana jest płaska, w drugim – złożona w "harmonijkę".
Czytaj również: Po co w zespołach głośnikowych jest zwrotnica?
Siły elektrodynamiczna (zasadniczy mechanizm powstawania jest taki sam – przepływ prądu zmiennego w stałym polu magnetycznym) nie powoduje prostoliniowego ruchu membrany, lecz jej wyginanie się, a to z kolei "wyciskanie" powietrza spomiędzy fałd.
A korzyść z tego jest taka, że prędkość ruchu powietrza jest większa niż prędkość ruchu membrany (stąd nazwa "transformator"), a więc wysokie ciśnienie przy umiarkowanej powierzchni czołowej membrany, a na końcu – lepsze charakterystyki kierunkowe.
Budowa przetwornika AMT wydaje się być bardziej skomplikowana, jednak wymaga mniejszej precyzji – w klasycznym przetworniku wstęgowym trzeba pilnować stałej i bardzo małej odległości między dużą płaską membraną a układem magnetycznym, w AMT powierzchnia ta jest znacznie mniejsza.
Jednak efektywność współpracy pola magnetycznego i prądu, mająca też związek z niskimi zniekształceniami, w każdym typie przetwornika pracującego na tej ogólnej zasadzie, zależy od bliskości przewodnika i magnesu.
W pofałdowanej membranie AMT ta odległość jest zmienna, w zagięciach "zewnętrznych" maksymalna, w "wewnętrznych" minimalna, więc efektywność nie może być tak duża, jak membrany płaskiej o podobnej powierzchni, znajdującej się w stałej i mniejszej odległości od układu magnetycznego.
Oczywiście pewne straty można rekompensować silniejszym magnesem, jednak ma to też ma swoje ujemne strony, związane nie tylko z kosztami. Jeżeli jednak ostatecznie przetwornik typu AMT ma efektywność i moc wystarczającą do pracy w przeznaczonym mu zespole głośnikowym, to nie ma się czym martwić, można korzystać z jego zalet.
Czytaj również: Czy kolumny trzeba ustawiać na kolcach?
Z kolei pozostałe przetworniki – niskotonowe, nisko-średniotonowe i średniotonowe – Piega od początku aż do dzisiaj kupuje u znanych specjalistów, głównie skandynawskich i dalekowschodnich. W serii Ace (a także Premium) są to przetworniki Tymphany/ Peerless, a więc z tego samego źródła co przetworniki w Majiku 140 Linna.
Nawet jeżeli nie są to przetworniki z najwyższej półki (mają kosze wytłaczane z blachy, a nie odlewane), to są w sumie nowoczesne i solidne, kosze są wentylowane, a układy magnetyczne nawet bardzo duże (jak na umiarkowaną wielkość głośników, do czego jeszcze wrócimy).
Membrany są celulozowe, usztywnione dużymi, wklęsłymi nakładkami przeciwpyłowymi (niskotonowe mają większe, średniotonowy trochę mniejszy).
Cały front zasłonięto maskownicą, którą nie jest łatwo zdjąć, chociaż dostępnych jest wiele zdjęć z głośnikami odsłoniętymi. Nam też się to udało, jednak większość użytkowników pewnie "odpuści", tym bardziej że Ace prezentują najbardziej spójny styl właśnie z maskownicą. To nie są kolumny dla audiofilów spragnionych widoku wypasionych albo skomplikowanych konstrukcji i egzotycznych przetworników.
Układ trójdrożny tworzą dwa 12-cm niskotonowe, takiej samej średnicy (ale nie dokładnie taki sam) głośnik średniotonowy i wysokotonowy AMT, ustawione klasycznie, bezpośrednio jeden nad drugim, w porządku: od niskotonowych, przez średniotonowy aż do wysokotonowego, znajdującego się na wysokości 100 cm.
Jednocześnie mała średnica wszystkich przetworników powoduje, że cały układ zajmuje tylko górną część frontu. Poniżej niskotonowych znajduje się jeszcze otwór bas-refleks.
Opisujemy tę sytuację suchymi faktami, a przecież największe znaczenie ma tutaj ogólna koncepcja, która daleko odbiega od klasyki, a wynikające stąd wrażenia wizualne jak i spodziewane możliwości akustyczne, są jednocześnie atrakcyjne i prowokujące do pytań.
Czy z pary 12-cm niskotonowych można uzyskać dobry bas? Czy przy tak małej średnicy niskotonowych nie mają one zdolności przetwarzania średnich tonów, a więc czy nie rozsądniej byłoby stworzyć układ dwuipółdrożny, a nie komplikować konstrukcję niekoniecznie niezbędnym w takiej sytuacji średniotonowym?
Z jednej strony wygląda na to, że mamy tutaj poważny kompromis (w zakresie niskich tonów), a z drugiej – że konstruktor chciał się "popisać" (dbałością o średnie tony). Nie jest to wcale firmowy imperatyw, aby kolumny trójdrożne, bez względu na wielkość niskotonowych, były trójdrożne.
Dwie podobnej wielkości konstrukcje w wyższej serii Prestige, z 12- i 15-cm nisko- -średniotonowymi, są dwuipółdrożne, a trójdrożne w seriach Coax i Master Line mają już średniotonowe wstęgowe (i to zwykle w modułach koaksjalnych z wysokotonowymi), więc na tym tle Ace 50 jest wyjątkowe. Ale czemu nie?
Te sprawy nie muszą na siebie wpływać. Nawet dobra kolumna nie musi być zrównoważona w znaczeniu balansu starań o jej różne właściwości. Może też 12-tki pracujące jako niskotonowe są tak wyspecjalizowane w tym zakresie, że nie dają sobie ze średnicą – konstruktor wskazuje na to zastosowaniem w roli średniotonowego nie tylko dodatkowego, ale też innego przetwornika, od magnesu aż po układ drgający.
Wreszcie pomiary w naszym Laboratorium ujawniają, że układ jest też ciekawie filtrowany – głośnik średniotonowy ma znaczący udział w przetwarzaniu niskich częstotliwości, nie jest filtrowany górnoprzepustowo w zwrotnicy, ale jego charakterystyka opada wcześniej (chociaż łagodniej) na skutek wpływu jego komory zamkniętej (12-tki niskotonowe pracują we wspólnej komorze bas-refleks).
Tak filtrowany elektrycznie układ zwykle określamy jako dwuipółdrożny, ale duża różnica w przebiegu charakterystyk również w zakresie niskich tonów pozwala nazwać go (tak jak życzy sobie tego producent) trójdrożnym; w końcu filtrować mogą nie tylko układy elektryczne, ale i akustyczne.
Techniczna geneza takiej kombinacji ma swój początek nie w fanaberii projektanta ale... w aluminiowej obudowie, będącej z kolei częścią koncepcji konstrukcji nowoczesnej nie tylko pod względem mechanicznym i akustycznym, ale również wzorniczym.
Postawmy sprawę jasno: nie są to kolumny, w których wszystkie środki zainwestowano w jak najbardziej wszechstronne brzmienie. Ale przecież i najlepsze konstrukcje podstawkowe mają poważne ograniczenia mocy i rozciągnięcia basu, dyktowane bardziej nadrzędnością określonej formy niż racjonalnością (prze)inwestowania w wyrafinowanie zakresu średnio- -wysokotonowego. Chociaż miłośnicy monitorów widzą to inaczej – sądzą, że forma podąża za treścią, a jest chyba odwrotnie.
W kolumnach Piega Ace 50 połączono techniczny i wzorniczy luksus nowoczesnej, wąskiej, aluminiowej obudowy z maksymalnie wydajnym w takich warunkach układem głośnikowym.
Szczupłość aluminiowej obudowy wynika też z budżetu – za cenę około 10 000 zł nie można zaproponować większej, nie zrobią tego ani Piega, ani Magico, ani nawet Chińczycy. Piega nie upiera się przy takiej skromności, ale – podobnie jak Magico – upiera się przy aluminiowych obudowach.
Im droższe kolumny, tym większe, jednak Ace 50 to najtańsza konstrukcja wolnostojąca w całej ofercie. I jedyna w serii Ace, w której jest jeszcze podstawkowy Ace 30 i centralny Ace Center – to już konstrukcje dwudrożne, a więc... z 12-cm nisko-średniotonowym.
Czytaj również: Czy obudowa kolumny jest potrzebna po to, aby działać jako pudło rezonansowe?
We wszystkich modelach serii Ace jest taki sam aluminiowy profil, określający ich przekrój – szerokość (dla centralnego to wysokość) wynosi 14 cm, głębokość – 16 cm, ale powiększa ją kształt dolnej i górnej ścianki, za którą z przodu podąża wypukła maskownica – płaski front jest wyraźnie cofnięty i zamyka profil podobny w przekroju do podkowy, jednolitą rynnę bez dodatkowej zwory z tyłu. Stabilność tak wąskiego słupka (w dodatku dociążonego głośnikami w górnej części) wzmacnia cokół – okrągła płyta o średnicy 25 cm.
Ale pomiędzy nią a właściwą obudową znajduje się jeszcze wąski łącznik, dzięki któremu cała konstrukcja jest wizualnie jeszcze lżejsza. Oczywiście w realizacji takiego pomysłu pomogło również zastosowanie aluminium. Jest kilka wersji kolorystycznych, chociaż – jak można się domyślać – nie ma wśród nich żadnych fornirów.
Pierwsza to srebrne aluminium, druga – aluminium anodyzowane na czarno, trzecia – polakierowane na biało. Piega zdaje sobie sprawę, że przyjęte rozwiązania będą z jednej strony dużą atrakcją dla sporej grupy odbiorców, a z drugiej – wątpliwe dla innych.
Wspomina, że kiedy w 1997 roku wprowadzała pierwsze aluminiowe obudowy o podobnych proporcjach, kolumny te zostały spostponowane jako dizajnerskie (nurt ten zwany był też "lifestyle"), czyli nieodpowiednie dla klientów skupionych na brzmieniu.
Piega zatrudnia najlepszych szwajcarskich projektantów, którzy oczywiście muszą porozumieć się z samymi akustykami. W tym klimacie projekt Piega Ace 50 jest wręcz wzorcowy – enigmatyczny, minimalistyczny, bez epatowania techniką, chociaż chłodny aluminiową obudową, a nie ciepły naturalnym drewnem, to tym bardziej nienarzucający się w nowocześnie urządzonych salonach.
Jednak liczna rzesza audiofi lów nie uwierzy (może nawet własnym uszom), że takie "patyczaki" potrafi ą porządnie zagrać. Paradoksalnie, wśród tradycjonalistów rekrutuje się też frakcja miłośników podstawkowych monitorów, którzy też przejdą obojętnie obok takich "niepoważnych" propozycji, mimo że wszystkie argumenty, które wspierają konstrukcje podstawkowe, ważne są również tutaj, a pojawiają się dodatkowe.
Rozpraszanie średnich i wysokich częstotliwości, mające związek z kreowaniem swobodnej przestrzeni, będzie jeszcze lepsze; głośniki są jeszcze mniejsze, a front obudowy jeszcze węższy niż w typowym podstawkowcu.
Z kolei dwie niskotonowe 12-tki mają łączną powierzchnię membran podobną jak jedna 18-tka, a jeżeli są wyspecjalizowane w tym zakresie, to i pozostałe parametry ważne dla dobrego przetwarzania basu (niski rezonans, duża amplituda) mogą mieć co najmniej nie gorsze.
A dwie cewki to nie jedna – razem wytrzymają większe obciążenie termiczne, tym bardziej że średnie tony oddają trzeciemu przetwornikowi. Objętość obudowy jest deprymująco mała? To weźmy wreszcie pod uwagę, że dzięki relatywnie cienkim aluminiowym ściankom prawie cała objętość brutto jest objętością netto. Nie jest więc tak słabo...
Obudowa podobnej wielkości (zewnętrznej) z MDF-u, załóżmy 20-mm, miałaby objętość wewnętrzną ok. dwa razy mniejszą! W dodatku nawet aluminium, byle odpowiednio wytłumione od wewnątrz (warstwą bitumiczną albo czymś podobnym), ma nad MDF-em przewagę pod względem właściwości mechaniczno-akustycznych, o czym pisaliśmy szerzej miesiąc temu, przy okazji testu Magico.
Czytaj również: Czy przetworniki koncentryczne wymagają zwrotnicy do podziału pasma?
W sumie staje się to obiecujące, nie traćmy nadziei... A pod względem funkcjonalnym miejsce zajmowane w "przestrzeni" przez kolumny Piega Ace 50 jest mniejsze niż przez typowy podstawkowiec, a na podłodze – też nie większe niż przez typowe podstawki.
Chociaż Piega ma ofercie również duże i bardzo duże kolumny, to promocji niewielkich konstrukcji poświęca sporo miejsca na swojej stronie, tłumacząc konieczność dopasowania kolumn do kubatury pomieszczenia.
Można by tutaj wejść w długą dyskusję, ale wolę pochwalić Piegę za wiele pożytecznych wyjaśnień, zwłaszcza dla początkujących, które nie tylko promują jej rozwiązania i produkty, ale naświetlają sprawy dość obiektywnie i w szerszej perspektywie (np. argumenty za i przeciw konstrukcjom aktywnym). Są opisy, są krótkie filmy, nie ma tematów zbyt trudnych dla kogokolwiek.
Piega Ace 50 - odsłuch
Wraz z ostatnią kolumną przychodzi też pora na podsumowanie całego testu, w którym Piega Ace 50 zajmie jednak ważne miejsce i na tle konkurentów pokaże się jako propozycja wręcz zaskakująco wartościowa. W tym teście brakowało dotąd takiego brzmienia. Wreszcie pojawiło się, ale niespodziewane jest to, że doczekaliśmy się go z takiej konstrukcji.
Najszczuplejsza kolumienka tego testu oferuje dźwięk poważny, tonalnie ustawiony niżej, chociaż bez forsownego basu. Nie będzie tutaj takich atrakcji (i potencjalnych problemów), jak z Fun 13, Cygnusów i Majików, jednak niskich częstotliwości będzie dosyć, aby powstała dobrze zrównoważona, a nawet "dociążona" charakterystyka, i to bez konieczności przysuwania Ace 50 pod ścianę.
Szczególnie pouczające jest porównanie Piega Ace 50 Ace 50 z kolumną Model Five. Pozostałe trzy kolumny "idą" własnymi, niezależnymi ścieżkami odważnych eksperymentów i mniej czy bardziej udanych prób "zabawiania" nas swoim oryginalnym dźwiękiem. Linn zaskakuje nieznanymi wcześniej interpretacjami, Blumenhofer popisuje się dużą sceną, Chario zapewnia komfort spójności, soczystości i świeżości.
Wszędzie tam pojawia się sporo kreacji, odejście od neutralności jest oczywiste (chociaż niekoniecznie bolesne), natomiast Ace 50 i Model Five podchodzą do zadania odtwarzania z wysoką wiernością bardzo rzetelnie. Tyle że po dużych, klasycznych KLH można się było tego spodziewać, a nawet więcej... basu i masywności, klimatu i ciepła, kojarzonego też z dawnym "analogiem", co jest do wydobycia, ale gdy ustawimy Model Five pod ścianą.
Za to kolumny Piega Ace 50 dostrojono tak, jakby zostały przeznaczone do dużych pomieszczeń, co byłoby trochę ryzykowane, bo przecież nie zagrają bardzo głośno; chyba że – wyciągam już wnioski dodatkowe – dodamy do nich subwoofer i jednocześnie odfiltrujemy (z Ace 50) najniższe częstotliwości.
Takim sposobem możemy złożyć system nowoczesny i wszechstronny, o dużym potencjale i wysokiej klasie pod każdym względem. Ale w tym teście porównujemy propozycje w określonej cenie i opcję pomagania sposobem subwooferowym, który wiąże się przecież z dodatkowymi kosztami, podsuwam nieformalnie.
Wcale nie dlatego, że Ace 50 grają cienko i jasno, a dopiero subwoofer może zapewnić właściwą równowagę; wręcz przeciwnie – grają równo i proporcjonalnie, a subwoofer byłby tylko i aż dopełnieniem. Można grać i bez niego, o ile nie potrzebujemy basowej potęgi i dynamicznej swobody. Będziemy zaskoczeni, jak dojrzały, nasycony i prawie kompletny dźwięk wydobywa się z takich patyczaków.
Czytaj również: Co to jest głośnik koncentryczny?
Konstruktor wyraźnie postawił na tę kartę, rezygnując z błyskotek i fajerwerków. To świetny przykład, jak strojeniem zwrotnicy można ułożyć charakterystykę równoważącą wpływy innych cech smukłej konstrukcji, które nie służą najlepiej efektywności w zakresie niskich częstotliwości.
Wyrównanie musi odbyć się jednak kosztem średniej efektywności, więc zaskakujące jest również to, że nie jest ona wcale niska – dokładnie ustalą to pomiary, lecz kolumny Piega Ace 50 grają nawet głośniej (przy określonej mocy ze wzmacniacza) niż Cygnusy.
Tajemnicą sukcesu może być odpuszczenie sobie niskiego basu, za to względne uwypuklenie "niższego środka", co też nie jest łatwe przy wąskiej obudowie. Takie strojenie, chociaż w tym teście wyjątkowe, nie jest czymś w ogóle niespotykanym, dość często zdarza się w podstawkowych "monitorach", które grają – do pewnego stopnia i pewnego pułapu – jak większe kolumny.
Piega Ace 50 też udaje się ta sztuka, z zamkniętymi oczami słyszymy nasycony dźwięk, jak z np. z układu dwuipółdrożnego na parze 18-tek. Tylko nie możemy przesadzić z głośnością. Na nieco inny sposób imponują Fun 13 mkII – tam duży spektakl pochodzi raptem z jednej 15-tki, a w Ace 50 pracują trzy 12-tki.
Blumenhofery grają z rozmachem, swobodniej, ale trochę "łobuzują", basem tupną, górą błysną, natomiast Piega Ace 50 to taki "mały ważniak", może nawet zbyt serio podchodzący do każdej muzyki.
O ile kolumny Linn Majik 140 każde nagranie przerabia na coś nowego i często zaskakującego, jednocześnie fałszując i ożywiając, absorbując i niepokojąc, o tyle Ace 50 grają bardzo stabilnie i przewidywalnie, solidnie i równo, na tle innych kolumn powściągliwie w zakresie wysokich częstotliwości. To może być pewne rozczarowanie w pierwszym kontakcie z nimi, gdy zaczniemy odsłuch z oczekiwaniami wynikającymi z zewnętrznych cech konstrukcji.
Wąska kolumienka, małe niskotonowe, wstęgowy wysokotonowy... Pewnie będzie szybko, detalicznie, przestrzennie. Może jest i szybko, bo nic się nie ściele, nie smuży, nie przeciąga, mimo niskiej tonacji przekaz jest całkiem klarowny, ale konkretny, niesilący się na przenikliwość i wyciąganie na pierwszy plan detali i wybrzmień. Góra pasma jest gładka, czysta i oszczędna.
Nie błyszczy, nie sypie, wykonuje program minimum, ale bez żadnych problemów. Oto wzorowa góra "dopełniająca", nieściągająca uwagi, zawsze blisko średnicy. Wysokie tony z Fun 13 też są dobrze połączone, mają jednak większe udziały, subtelnie nas kokietują, co z kolei jest tam równoważone mocnym basem.
Koncepcja proporcjonalnego, spójnego, dynamicznego brzmienia Ace 50, przy naturalnych basowych ograniczeniach, związała się więc z utemperowaniem wysokich tonów, prowadząc do rezultatów zrozumiałych po takiej analizie, ale pewnie dla wielu słuchaczy niespodziewanych, zaskakujących zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Dla tych, którzy szukają poważnego dźwięku z "niepoważnych" kolumn, może to być rewelacja. Dla innych będzie on mało efektowny i trochę smutny.
Bas jest równie dobrze związany ze średnicą, z tego połączenia płynie siła Piegi Ace 50, bowiem "dolnego środka" jest nie tylko dość, ale ma on też zdecydowany, twardy, wyrównany charakter, pozwalający wyraźnie słyszeć dźwięki gdzie indziej przymulone i podbarwione.
Sam bas też oszczędza nam dudnień i pohukiwań, które dość hojnie serwuje kilka innych kolumn tego testu. Piega Ace 50 nie są jasne i hałaśliwe, nie są też ciepłe i pluszowe. Piega Ace 50 to najlepsza kontrola i dyscyplina. Pewnie, że łatwiej o nią bez rozłożystego basu, a więc bez generowania rezonansów pomieszczenia.
Coś za coś, więc na dole pasma możemy cieszyć się z dobrego rytmu, żywej basówki, optymalnej sprężystości. Dźwięk ma zdrową siłę, której nie użyje do przesuwania ścian ani do narobienia imprezowego bigosu, za to przekazuje nadspodziewanie dużo czystej muzycznej energii.
Swoboda przestrzenna to znowu domena innych kolumn, bo Piega Ace 50 i tutaj nie pozwala sobie na szaleństwa, zajmując się odtwarzaniem... co jednak często procentuje szeroką, dobrze zorganizowaną, płynną sceną, lokalizacjami, czasami nawet imponującą głębokością – o ile tylko zostało to zapisane w nagraniu.
Konstruktor Model Five wydobył z klasycznej, stylizowanej konstrukcji zupełnie współczesne, uniwersalne brzmienie. Podobny cel postawił sobie projektant Piegi Ace 50, może jeszcze bardziej zaskakując tym, co osiągnął z nowoczesnego głośnikowego "patyka".
Sam producent ostrzega, a raczej obiecuje: "Nie daj się zwieść smukłej sylwetce, Ace 50 brzmią zaskakująco mocno. Perfekcyjne kolumny do średniej wielkości pomieszczeń, nie pozostawiają niczego do życzenia dla codziennego odsłuchu muzyki".
Ja nie dałem się... zasugerować, bo zdanie to odnalazłem już po odsłuchu, a nawet po napisaniu wszystkiego, co powyżej. Z satysfakcją to cytuję, bo tak właśnie jest. W skali bezwzględnej ta moc nie jest ogromna, a życzyć sobie czegoś więcej lub mniej można zawsze, lecz w tym przypadku nie są to przechwałki oderwane od rzeczywistości.