Laboratorium Sonus faber VENERE S

Laboratorium

Imponująca konstrukcja z trzema niskotonowymi zapowiadała obfitość, a może nawet rozpasanie basu, jednak w próbach odsłuchowych był on "w normie", co potwierdzają pomiary. Technicznym powodem takiej sytuacji jest częściowo dość wysoka impedancja w zakresie niskotonowym. W konstrukcji z trzema niskotonowymi można by się spodziewać równoległego połączenia trzech standardowych przetworników 8-omowych, dla Venere S przygotowano jednak – prawdopodobnie – specjalne jednostki o wyższej impedancji, bowiem poziom w okolicach 100 Hz ma wartość ponad 5 Ω (taki efekt mogłoby dać połączenie równoległe głośników znamionowo 16-omowych lub 12-omowych). Oznacza to, że przez całą baterię niskotonową płynie mniejszy prąd i jest dostarczana mniejsza moc niż do np. do pary głośników niskotonowych FS 249.3, co mityguje skuteczność, chociaż pomaga jej zwiększenie całkowitej powierzchni promieniującej niskie częstotliwości (powodujący wzrost "czystej" efektywności, a nie czułości). Takie rozwiązanie pozwala więc osiągnąć żądany poziom efektywności przy wyższej, czyli "łatwiejszej" impedancji.

Venere S są obciążeniem najłatwiejszym w całym tym teście, można je kwalifi kować jako znamionowo 6-omowe, jednak producent podaje 4 Ω, nie wykorzystując doskonałej okazji, aby pochwalić się przygotowaną przez siebie sytuacją; zadanie ułatwia też wzmacniaczom niewielka zmienność impedancji. To dobry przykład "dydaktyczny", pokazujący, jak niewiele wiemy o rzeczywistym obciążeniu i zadaniu, jakie stoi przed wzmacniaczem, oceniając kolumny "na oko", mając nawet duże doświadczenie w analizowaniu konstrukcji.

Aby uniknąć nieporozumień, trzeba podkreślić, że użycie trzech niskotonowych, małych czy dużych, wcale nie jest gwarancją takiego rezultatu, kluczowy jest tu dobór ich impedancji i ostatecznie wypadkowa impedancja całego systemu, która w żaden sposób nie może być oceniona "na oko"; tak samo wyglądający układ, na trzech 8-omowych niskotonowych, miałby impedancję znamionową ok. 3 Ω i dwa razy wyższą czułość.

Zakres średnich tonów poprowadzony jest bardzo liniowo, w zakresie wysokotonowym widać lekkie zafalowania, ale to i tak pikuś w porównaniu z tym, co działo się w paru innych kolumnach tego testu. Ładne charakterystyki dostajemy w zasadzie na każdej z mierzonych osi, nawet pod kątem 30º, aż do 10 kHz jest bardzo dobrze. Mimo to pewna zmienność kształtu pozwoli użytkownikowi wybrać optymalne dla niego brzmienie. Pod kątem -7º (jeżeli usiądziemy nisko lub pochylimy kolumny) poziom w zakresie 2–7 kHz jest relatywnie najniższy (chociaż nie tak obniżony, jak w kilku innych kolumnach tego testu), przez co brzmienie może być delikatniejsze; pod kątem +7º (gdybyśmy kolumny "spionizowali") poziom jest najwyższy, a na osi głównej charakterystyka układa się tak, że aż do 7 kHz można ją zmieścić w ścieżce +/-1 dB – wybornie! Okolice 10 kHz są lekko podniesione, poziom przy 20 kHz jest taki, jak w głównej części pasma, i to na wszystkich osiach (oprócz 30º), więc wysokich tonów nie zabraknie.

Maskownica wprowadza pewne zmiany, ewentualnie może służyć do "utemperowania" wysokich tonów, ale zwiększa też nierównomierności. Porównałem charakterystyki Venere S z Venere 3.0. Testowane teraz, największe Venere, są zestrojone znacznie staranniej (jeśli za kryterium przyjąć liniowość), lepiej zrównoważone, obciążone tylko niewielkimi, lokalnymi nierównomiernościami i bardzo dobrze rozpraszają, w ogóle nie kaprysząc w zakresie częstotliwości podziału. To rzeczywiście, zgodnie z zapowiedziami producenta, kolumny wyższej klasy, cokolwiek nieprzyjemnego by to znaczyło dla pozostałych Venere.

Ponadto, przy omówionej już, łatwej, 6-omowej impedancji, mają bardzo przyzwoitą czułość 87 dB, są więc wszechstronnie uniwersalne i nie wymagają napinania się na jakiś wyjątkowo wydajny wzmacniacz. Producent rekomenduje moc wzmacniacza w zakresie 40–300 W, ale... jednocześnie podaje, że maksymalny poziom napięcia (w obciążeniu ciągłym) to 22 V, co na obciążeniu 6-omowym oznacza przecież moc tylko 80 W...