Moc wzmacniacza (którą determinuje wyłącznie końcówka Stereo 1.0) producent określił jako 200 W przy 8 Ω i 400 W przy 4 Ω. To już sporo, ale Stereo 1.0 potrafi jeszcze więcej. Przy 8 omach osiągnął rewelacyjne 364 W, a przy 4 omach “dobił” do niemal 600 W.
Na obciążeniu 8 omów, taki sam wynik odnotowaliśmy przy wysterowaniu pojedynczego kanału, jak i dwóch równocześnie - w takich warunkach wspólny zasilacz w stu procentach spełnia zapotrzebowanie końcówek. Na obciążeniu 4 omów, przy dwóch kanałach wysterowanych równocześnie, moc każdego zatrzymała się na pułapie 568 W, ale i tak wystawia to zasilaczowi doskonałe świadectwo - sumarycznie ponad 1000 W mocy ciągłej!
Trudno zgadnąć, dlaczego Constellation nie chce się tak wspaniałymi wynikami pochwalić, wyraźnie zaniżając w katalogu osiągi Stereo 1.0; zwykle producenci trochę je niedoszacowują, ale nie aż tyle... Tak czy inaczej, cała sytuacja daje oczywiście wyłącznie powody do zadowolenia.
Podczas mierzenia mocy wyjściowej podłączyłem tylko końcówkę Stereo 1.0 (bo praktycznie tylko ona ma na ten parametr wpływ), natomiast pozostała część sesji pomiarowej została przeprowadzona na całym zestawie - przedwzmacniaczu połączonym z końcówką mocy.
Czułość wynosi 0,14 V - to wartość bardzo wysoka, sporo wyższa od 200 mV standardu, od którego producenci coraz częściej odchodzą, ale w inną stronę, z uwagi na specyfikę dostępnych na rynku źródeł cyfrowych (niemal każde ma poziom wyjściowy w okolicach 2 V).
Być może tak wysokie wzmocnienie (z którego wynika wysoka czułość) wpływa na umiarkowany odstęp od szumów - S/N wynosi 84 dB, ale to i tak wynik co najmniej dobry, zwłaszcza dla wzmacniacza dzielonego. Dynamikasięga już 109 dB, co jest już naturalnie zasługą bardzo wysokiej mocy. Charakterystyka częstotliwościowa (rys.1) prezentuje się dość nietypowo.
O ile w zakresie wysokotonowym liniowość jest wzorowa, ze śladowym spadkiem przy 100 kHz (-0,1 dB dla 8 omów i -0,3 dB dla 4 omów), to na dolnym skraju pasma widać osłabienie, rozpoczynające się poniżej 100 Hz, a spadek -3 dB przypada na 17 Hz.
Podejrzewałem, że wynika to z jakiegoś specyficznego trybu przedwzmacniacza - załączonego filtra subsonicznego (choć takie układy mają zwykle bardziej strome zbocza), ale taką opcję można było szybko zweryfikować i wykluczyć, poprzez pomiar samej końcówki mocy. Również wtedy można było zaobserwować to zjawisko, jest więc za nie odpowiedzialna wyłącznie końcówka.
To dużo jak na wzmacniacz, ale w skali bezwzględnej niewiele, gdy weźmie się pod uwagę wpływ na brzmienie, zwłaszcza w stosunku do spadków i nierównomierności charakterystyk zespołów głośnikowych, także rezonansów pomieszczenia. To raczej konstrukcyjno-parametryczna ciekawostka niż problem użytkowo-brzmieniowy.
W spektrum zniekształceń (rys. 2) nie widać żadnych niepokojących efektów, jedyną harmoniczną powyżej granicy -90 dB jest trzecia, jej poziom to też niskie -86 dB.
Zniekształcenia THD+N nieprzekraczające pułapu 0,1% uzyskamy dla mocy wyjściowej powyżej 0,7 W dla 8 omów i 1,5 W dla 4 omów (rys. 3). Minima THD+N lokują się w przypadku wzmacniaczy tranzystorowych najczęściej tuż przed gwałtownym przesterowaniem, ale tutaj występują znacznie wcześniej, dlatego i wzrost zniekształceń przed granicą 1% jest tu łagodniejszy niż zwykle.