Mając teraz do dyspozycji obydwa modele, a nie testując wcześniej żadnego z nich, przygotowaliśmy bezpośrednią konfrontację. Wielu zainteresowanych SourcePointami rozważa zakup jednego lub drugiego, jednak nie mając możliwości ich samodzielnego porównania, waha się i czeka na podpowiedź.
Naszym zadaniem jest ułatwić podjęcie wyboru, jednak niezależnie od unikalnej "wartości dodanej" naszego podejścia do tematu, poznajemy projekty niezwykle interesujące. Bez względu na to, który będzie się częściej sprzedawał, a który uznamy za lepszy, obydwa są naprawdę wyśmienite i warto im poświęcić dużo miejsca.
Patrząc na ceny, nie są to propozycje ani niskobudżetowe, ani high-endowe. To solidna "średnia półka", która powinna interesować największą grupę klientów. Jednak chociaż konstrukcje podstawkowe cieszą się szacunkiem dużej grupy audiofilów, nie przekłada się to na ich proporcjonalnie duży sukces komercyjny.
I wcale nad tym nie ubolewam, bo uważam, że w większości przypadków kolumny wolnostojące, mówiąc najogólniej, to zakup bardziej opłacalny, jednak w tym przypadku trzymam kciuki za sukces "monitorów", bo są wyjątkowo racjonalne, konstruktor nie marnował środków na pozory i luksusy, zainwestował je w doskonałą technikę i sam popisał się nadzwyczajnymi umiejętnościami. Przed nami – Andrew Jones.
Andrew Jones - konstruktor i jego historia
Większość firm, nie tylko z naszej branży audio, kojarzy się z konkretnymi produktami, a produkty… z firmami. Banalne i niby oczywiste, ale czasami na pierwszy plan wychodzi ogniwo, które faktycznie jest tam zawsze – konstruktor.
Najczęściej konstruktor jest anonimowy albo na tyle mało znany publiczności, że promowanie jego nazwiska mija się z celem – lepiej sukces zapisać na konto marki, jej potencjału, tradycji; całego zespołu projektantów i ich zbiorowego wysiłku, co też robi dobre wrażenie – profesjonalizmu wymagającego współpracy różnych specjalistów. Również gdy w dużej firmie na świeczniku jest słynny konstruktor, z pewnością nie działa sam, jednak możliwe, że pełni wyjątkowo ważną rolę, zwłaszcza gdy jest właścicielem.
Andrew Jones właścicielem MoFi Electronics chyba nie jest, a mimo to stoi na piedestale, a SourcePointy są przedstawiane jako jego autorskie dzieło. Nikt się temu nie dziwi, bo to znana postać.
Trzeba mocno podkreślić, że nie jest to tylko charyzmatyczny "ambasador", poetycko opowiadający o nie swoich osiągnięciach. To konstruktor z krwi i kości, potrafiący też zrozumiale i przekonująco przedstawiać rzeczywiście swoje pomysły. Miałem przyjemność uczestniczyć w kilku spotkaniach i zadać kilka pytań.
Andrew Jones nie da się zagiąć, bo nawet jeżeli jego konstrukcja ma jakiś "problem", to uczciwie wyjaśnia, dlaczego wybrał taką, a nie inną opcję. Jego wiedza jest rozległa, ale konstruktorskie upodobania ściśle określone.
Jones jest zdeklarowanym zwolennikiem układów koncentrycznych i być może największym ekspertem w tej dziedzinie. Zaczynał karierę w firmie KEF, która wprowadziła to rozwiązanie w latach 90. pod nazwą Uni-Q, potem wyposażał w podobne układy kolumny TAD, a przez kilka lat przed przejściem do MoFi pracował dla Elaca, stąd i w ofercie tej firmy obrodziło konstrukcjami z modułami koncentrycznymi.
Jakie powody skłaniały Andrew Jonesa do zmian firm - to jego sprawa, nas najbardziej interesują efekty tych zmian, które doskonale widać i słychać. O ile w firmie TAD zajmował się projektami high-endowymi z powodu ściśle określonego profilu tej marki, o tyle w firmie Elac – bardziej popularnymi.
To, co przygotował pod patronatem MoFi, jest czymś jeszcze innym, ale niezależnie od nowej oryginalnej koncepcji, pojawiają się doskonałe rezultaty wedle kryteriów uniwersalnych i obiektywnych.
Czytaj również: Czy kolumny trzeba ustawiać na kolcach?
Wydaje mi się, że SourcePoint są najbardziej swobodną, a zarazem precyzyjną wypowiedzią konstruktora, najmniej skrępowanego warunkami narzuconymi przez "zleceniodawcę". Realizującego świeży pomysł, a może dawne marzenia, którymi nikt wcześniej nie był zainteresowany.
Swoją drogą, "butikowy" charakter MoFi Electronics najlepiej do tego pasuje. Firma dotąd oferowała wyłącznie gramofony, wkładki gramofonowe i przedwzmacniacze analogowe, a więc czysty "analog".
Dodanie pasywnych kolumn głośnikowych podtrzymuje taki wizerunek, tym bardziej że ich zaawansowaną technikę połączono z wyglądem, który z kolei można kojarzyć z nurtem Vintage.
Relatywnie duże konstrukcje podstawkowe (zwłaszcza SourcePoint 10), duży głośnik… na pierwszy rzut oka tylko jeden, więc może szerokopasmowy? To koncentryczny układ dwóch przetworników, jednak przy takiej średnicy ma nie mniej wspólnego z "zabytkowymi" konstrukcjami Tannoy’a czy wystylizowanymi Fyne Audio, niż z ultranowoczesnymi KEF-ami i TAD-ami.
Dlaczego więc takie duże? Aby mogły być dwudrożne… Uda się to objaśnić, jednak z tradycyjnego punktu widzenia to sprzeczne z zasadami projektowania układów dwudrożnych.
Czytaj również: Czy długość przewodów ma wpływ na pracę kolumn?
Jesteśmy przyzwyczajeni do standardu, w którym głośnik nisko-średniotonowy nie powinien mieć więcej niż 18 cm, aby zapewnić dobre przetwarzanie całego zakresu średnich częstotliwości; przy większej średnicy pogarsza się przebieg charakterystyki i rozpraszanie w zakresie kilku kHz (to podejście statystyczne, a nie ścisła reguła).
Jeżeli zależy nam jednak na "wydajności" w zakresie niskich częstotliwości, to jeżeli chcemy utrzymać się w ramach układu dwudrożnego, należy zwiększać maksymalną amplitudę (głośnika nisko-średniotonowego), a jeżeli to nie wystarczy – przejść na układ dwuipółdrożny (dwudrożny z dodatkowym niskotonowym), wreszcie definitywnie zrezygnować z dwudrożnego na rzecz trójdrożnego i tam już nie żałować ani wielkości, ani liczby niskotonowych, utrzymując jednocześnie średniotonowy w granicach 18 cm. To schemat, jaki obowiązuje u 90% konstruktorów, jak najbardziej poprawny, ale niejedyny możliwy.
Sam Andrew Jones do niedawna był zwolennikiem układów trójdrożnych, ale ze szczególnego powodu: uważał, że membrana przetwornika nisko-średniotonowego w układzie koaksjalnym nie powinna pracować z dużą amplitudą ze względu na "modulujący" wpływ jej ruchu na wysokie częstotliwości (promieniowane bezpośrednio z przetwornika wysokotonowego, umieszczonego w centrum układu, ale pośrednio również odbiciami od membrany nisko-średniotonowej).
Zgodnie z takimi założeniami membrana otaczająca przetwornik wysokotonowy nie może pracować w zakresie nisko-średniotonowym, lecz wyłącznie średniotonowym, w którym amplitudy są znacznie mniejsze. Swoją drogą ograniczenie amplitudy przetwornika przetwarzającego średnie tony wpływa pozytywnie również na ich jakość, co jest uniwersalną zaletą układów trójdrożnych.
Ponadto zwykle gruba fałda górnego zawieszenia głośnika przetwarzającego niskie częstotliwości, związana z dużą amplitudą, też powoduje odbicia średnich i wysokich częstotliwości, co jest kolejnym argumentem za wyspecjalizowaniem przetwornika średniotonowego zarówno w konstrukcji klasycznej, jak i z modułem koncentrycznych.
Dlatego nawet najmniejsze, podstawkowe, wcześniejsze konstrukcje Andrew Jonesa były trójdrożne. Ostatecznie jednak nie przesądza to, że wszystkie układy trójdrożne są i będą lepsze od dwudrożnych czy dwuipółdrożnych.
Sam Andrew Jones postanowił (chyba po raz pierwszy) zaprojektować układ dwudrożny, oczywiście biorąc pod uwagę wszystkie te zjawiska i rozwiązując przedstawione problemy.
Co nowego w SourcePointach - MoFi No.10
Wciąż akustycznie najważniejszą cechą jego konstrukcji pozostaje zastosowanie układu koncentrycznego, którego ogólne właściwości zawsze warto chociaż krótko przypomnieć, ale tym razem ten wątek odkładamy na później, bo najpierw objaśniamy to, co w SourcePointach jest nowego. Najwyraźniej widać to w modelu SP 10, zresztą konstrukcja ta powstała jako pierwsza i wzorcowa dla nowej koncepcji.
Lepiej zorientowani w technice głośnikowej mogą się już domyślać, dlaczego głośnik nisko-średniotonowy jest taki duży, chociaż odpowiedź jest raczej nietypowa.
Zwykle wraz ze średnicą zwiększa się też maksymalna amplituda – większe głośniki "rosną" w każdą stronę i mają znacznie większe możliwości w zakresie niskich częstotliwości dzięki zwiększeniu zarówno powierzchni, jak i wychylenia membrany.
Czytaj również: Czy przetworniki koncentryczne wymagają zwrotnicy do podziału pasma?
Konstruktorzy zarówno głośników niskotonowych, jak i nisko-średniotonowych starają się osiągać wysokie tzw. wychylenie objętościowe (iloczyn powierzchni i wychylenia) zapewniające zarówno niską częstotliwość graniczną, jak i wysokie maksymalne poziomy ciśnienia akustycznego, nie bacząc na uboczne skutki pracy przy dużych amplitudach, zwłaszcza że najczęściej nie zakłócają one promieniowania wysokotonowego (który jest odseparowany, a nie w układzie koncentrycznym).
Aby nie narażać wysokich tonów na zniekształcenia wynikające z dużej amplitudy nisko-średniotonowego, została ona w SourcePointach ograniczona.
Ale po co ograniczać wychylenie maksymalne, które pojawia się tylko sporadycznie, po co pozbawiać się zapasu, który przyda się w skokach dynamiki? Głośnik o większym maksymalnym wychyleniu w porównaniu z głośnikiem o podobnych pozostałych parametrach (tylko o mniejszym maksymalnym wychyleniu), przy określonym ciśnieniu akustycznym nie pracuje z większymi amplitudami.
Jaka jest więc korzyść z ograniczenia zdolności do dużego wychylenia?
Bardzo konkretna i wymierna. Zakładając określone wychylenie maksymalne, dostosowuje się do niego wysokość cewki drgającej, a dokładnie – "zapas" cewki znajdujący się po obydwu stronach szczeliny magnetycznej. Im jest większy, tym większa może być amplituda, ale tym więcej prądu stale płynie poza szczeliną, nie uczestnicząc w tworzeniu siły napędowej.
Czytaj również: Czy maskownica kolumny słyszalnie obniża jakość dźwięku?
Obniża to efektywność, a także podnosi dobroć układu rezonansowego – parametru istotnego dla dobrej odpowiedzi impulsowej z systemu bas-refleks (niezależnie od jego prawidłowego strojenia).
Ograniczając maksymalną amplitudę, poprawiamy te parametry. A skoro w takiej sytuacji również układ mechaniczny nie musi być przygotowany do pracy z dużymi amplitudami, to można zastosować delikatniejsze górne zawieszenie niewywołujące odbić średnich i wysokich częstotliwości.
Do pewnego stopnia w ten sposób i z podobnych powodów szykowane są przetworniki do zastosowań profesjonalnych, często z membranami o bardzo dużej średnicy, ale o względnie umiarkowanych amplitudach maksymalnych.
Duża powierzchnia membrany pozwala zwiększyć efektywność nie tylko pośrednio, umożliwiając skrócenie cewki przy zachowaniu podobnej "wydajności" w zakresie niskich częstotliwości, ale i bezpośrednio.
Większa powierzchnia membrany przy takich samych pozostałych parametrach to wyższa efektywność, o czym się za chwilę przekonamy porównując MoFi SourcePoint 10 i MoFi SourcePoint 8. W domowym hi-fi proporcje są inne, w dużym stopniu ze względu na niechęć do dużych głośników (chociaż są też ich zwolennicy) wymagających szerokich obudów, co wymusza "rekompensatę" w formie dużej amplitudy.
Czytaj również: Co to są kolumny aktywne i jakie są ich odmiany?
Współczesny sprzęt domowy ma też pod dostatkiem mocy (również dzięki wzmacniaczom w klasie D), więc efektywność przestała być tak ważna jak niegdyś… Chyba że mamy do czynienia ze wzmacniaczem lampowym. Wtedy również w naszych domach częściej pojawiają się głośniki o dużych średnicach.
Ale decyzja o zwiększeniu powierzchni i zmniejszeniu amplitudy nie rozwiązuje wszystkich problemów. O ile powyższe kalkulacje mogą być dla części audiofilów nowe i trudne, o tyle wszyscy wiedzą, że wraz ze zwiększaniem średnicy membrany prosimy się o kłopoty z przetwarzaniem średnich częstotliwości. Ale popularna średnica 18 cm nie jest sztywną granicą, za którą lecimy w przepaść. Nie ma takiej granicy.
Wiele zależy od innych cech membrany – jej materiału, profilu, a także od połączonej z nią cewki drgającej. Nawet 25-cm głośnik, projektowany z założenia jako nisko-średniotonowy, może mieć charakterystykę dobrze "opanowaną", nie gorszą niż przeciętny głośnik 18-cm. Trzeba się jednak postarać.
Chyba nie było wielkim zaskoczeniem, że ponownie sprawdziła się celuloza. Przygotowano specjalną recepturę z domieszkami, optymalizując sztywność i tłumienie wewnętrzne, wraz z odpowiednią grubością i profilem, uzyskując charakterystykę wyjściową, którą można już było w pełni opanować starannym filtrowaniem dolnoprzepustowym przy dość niskiej, ale wciąż rozsądnej częstotliwości podziału – 1,6 kHz.
Za wyborem celulozy, a nie jakiejś syntetycznej plecionki, kompozytu czy sandwicza, stały też pewnie same wrażenia odsłuchowe, a może również filozofia konstrukcji opartej na tradycyjnych materiałach.
Czytaj również: Czy obudowa z membraną bierną to obudowa zamknięta?
Kopułka wysokotonowa (umieszczona w centrum układu) jest więc tekstylna, ma średnicę (i cewkę) 28 mm, a efektywną powierzchnię promieniującą powiększa szerokie zawieszenie. Nie jest jednak tak duże, jak w typie, który nazywamy kopułkowo-pierścieniowym.
Wysoka efektywność wynika także z innych elementów – znajdujące się wokół kopułki stożkowe wyprofilowanie wraz ze stożkiem membrany nisko- -średniotonowej działa jak "tuba", wzmacnia zwłaszcza zakres kilku kHz, co pomaga ustalić niską częstotliwość podziału bez jego przeciążania i wzrostu zniekształceń. Zresztą takie ryzyko jest też niewielkie wobec zastosowania filtrów wyższego rzędu – w tej sprawie konstruktor nie należy do frakcji "minimalistów".
Po wykręceniu modułu koncentrycznego zobaczymy "obudowę" systemu magnetycznego składającego się z niezależnych obwodów głośnika nisko-średniotonowego i wysokotonowego.
Na tym polega cała sztuka, którą jako pierwszy opanował KEF, aby jeden przetwornik siedział w środku drugiego (a nie za nim, jak w koncentrycznych modułach Tannoya i Fyne).
Kiedyś było to bardzo trudne, dzisiaj potrafi to więcej firm, ale doskonaleniu nie ma końca. KEF wypuszcza już dziesiątą generację swojego Uni-Q wprowadzając kolejne modyfikacje.
Czytaj również: Dlaczego otwór bas-refleks nie promieniuje w fazie przeciwnej do fazy przedniej strony membrany?
Kluczem do stworzenia pierwszego Uni-Q było pojawienie się magnesów neodymowych – małych i silnych – które umożliwiły schowanie całego przetwornika wysokotonowego w obrębie cewki przetwornika nisko-średniotonowego (gdzie przecież musiał się też zmieścić rdzeń jego układu magnetycznego).
W SourcePointach również magnes nisko-średniotonowego jest neodymowy. Cały system został przygotowany bardzo starannie i opisany w firmowym "białym papierze".
Obydwa obwody magnetyczne (wysokotonowego i nisko-średniotonowego) mają oczywiście niezależne szczeliny, w których poruszają się cewki dwóch układów drgających, ale poukładano je tak, aby strumienie magnetyczne każdego z nich przenikały do szczeliny drugiego wzajemnie się wzmacniając.
Ważnym celem było radykalne zredukowanie zniekształceń powstających w układzie magnetycznym. Obecnie pracuje nad tym wielu konstruktorów, mając do dyspozycji znacznie lepsze narzędzie pomiarowe.
Opracowano symetryczny rozkład pola magnetycznego po obydwu stronach szczeliny, dzięki czemu reakcja cewki i układu drgającego też jest symetryczna (producent przedstawia nawet wyniki pomiarów – indukcji w szczelinie i poza nią, i wychylenia w funkcji przyłożonego napięcia). Pole magnetyczne w szczelinie, tylko teoretycznie stałe (skoro pochodzi od magnesu stałego), zmienia się też na skutek pola powstającego wokół cewki, przez którą płynie prąd.
Czytaj również: Co jest układ dwuipółdrożny?
Znanym problemem jest też zmienna indukcyjność cewki drgającej, a wszystko to jest źródłem zniekształceń, które można zredukować tylko w ich źródle – w układzie magnetycznym.
Służą temu znane od dawna, ale coraz bardziej wyrafinowane elementy miedziane, kapsle i pierścienie. Tak zaawansowany przetwornik musi mieć solidny fundament, kosz jest odlewany z aluminium, ale ma inny "wzór" w wersji 20-cm (SP 8) i 25-cm (SP 10).
MoFi SourcePoint 10 to konstrukcja podstawkowa, na pierwszy rzut oka znacznie większa niż przeciętnie, jednak informacja o objętości ok. 50 litrów (netto) zrobiła wrażenie.
Oczywiście wynika z prostego rachunku… Sprawdziłem, zgadza się, a przecież 50 litrów to objętość już poważnej konstrukcji wolnostojącej, a nie szczupłego "słupka".
MoFi SourcePoint 8
MoFi SourcePoint 8 też nie ułomek – ok. 25 litrów, dwa razy więcej niż typowy monitor z 18-tką. Objętości są bezkompromisowo dopasowane do parametrów głośników i zamiaru uzyskania najlepszych możliwych charakterystyk, zgodnych z początkowymi założeniami.
Szerokość obudowy wcale nie jest zdeterminowana przez średnicę głośnika – w SP 10 ma on 26,5 cm (całkowita średnica kosza), ale obudowa znacznie więcej, bo 37 cm; w SP 8 odpowiednio 21 cm i 29 cm. To właśnie efekt początkowego ustalenia, że kolumna stanie na podstawkach, a nie bezpośrednio na podłodze, i potrzebną objętość trzeba "łapać" wszystkimi wymiarami, nadając kolumnie proporcje typowe dla projektów sprzed kilkudziesięciu lat.
Czytaj również: Strojenie bas-refleksu - najpraktyczniejsze elementy teorii albo teoria praktycznych rozwiązań
Znamy je też z wielu współczesnych "reprodukcji" – JBL L100, KLH Model Five, Wharfedale Linton. Zasadnicza różnica jest taka, że wtedy nie było układów koncentrycznych, więc w takich skrzynkach widzieliśmy konwencjonalne układy z odseparowanymi przetwornikami, dwudrożne, a nawet trójdrożne.
Zapomnianą zaletą takich skrzynek jest lepsze rozpraszanie wewnętrznych rezonansów niż w kolumnach wysokich i wąskich, w których są silniej generowane fale stojące. Ma to znaczenie zwłaszcza dla tej wielkości układu dwudrożnego, gdy nie tylko niskie, ale i średnie tony "buszują" po dużej obudowie.
Uruchomiono układ bas-refleks dostrojony do ok. 44 Hz w SP 10 i około 50 Hz w SP 8. Częstotliwości rezonansowe (fb) mogą się wydawać dość wysokie, ale pozwalają osiągnąć wysoką efektywność i są pochodną dość wysoko ustawionych częstotliwości rezonansowych samych głośników (fs), które celowo ograniczają ich amplitudy przy bardzo niskich częstotliwościach.
W obydwu modelach otwory z tunelami wyprowadzono na tylnej ściance, w SP 10 jest to para tuneli o średnicy 7 cm i długości 15 cm, w SP 8 – 5 cm/12 cm.
Wysokie strojenie w dużej objętości obudowy pozwoliło więc przygotować dużą powierzchnię przy umiarkowanych długościach tuneli, co zapewnia pracę układu rezonansowego bez kompresji. Ciekawie wykonano wytłumienie obudowy – zastosowano dużo filcowych kocyków, zwłaszcza w pobliżu głośnika.
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
Wydawałoby się że tak intensywne wytłumienie "przygasi" układ rezonansowy obudowy, ale jak pokazują pomiary, pracuje on "pełną parą" (jak najbardziej prawidłowo), za to rezonanse pasożytnicze, zarówno obudowy, jak i samych tuneli, są słabo zaznaczone (to też bardzo dobrze).
Silne wytłumienie za głośnikiem może mieć związek z cienką, celulozową membraną nisko-średniotonową o dużej powierzchni, która byłaby podatna na odbicia fal wewnątrz obudowy i transmitowała je na zewnątrz.
Dobór rodzaju i miejsca wytłumienia z pewnością wymagał szeregu doświadczeń, bo nie ma programu symulacyjnego, który by taką sytuację rozpracował.
Wciąż są miejsca w konstrukcjach głośnikowych (i będą takie również w kolumnach aktywnych), w których nic nie zastąpi doświadczenia, intuicji i pracowitości. I choćby odrobiny zdolności manualnych… Najlepsi konstruktorzy to zawsze po części majsterkowicze.
- Obudowa i wykończenie
Obudowa jest bardzo solidna – oprócz frontu, wszystkie ścianki są z MDF-u o grubości 25 mm, a front – nawet 50 mm. Wewnątrz dołożono dwa pionowe wieńce. Ogólnie wielkość i proporcje obudowy nawiązują do dawnych wzorców, ale sposób wyprofilowania przedniej ścianki – już nie.
Mimo sympatii do dawnych projektów i uznania dla pewnych rozwiązań, które nie straciły sensu, trzeba przyznać, że ówcześni konstruktorzy nie dbali o wiele "szczegółów" zarówno tych dla brzmienia mało istotnych (np. współczesny blichtr wokół gniazd), jak i mających duże znaczenie, bo chyba nie zdawali sobie z nich sprawy.
Czytaj również: Co to jest główna oś odsłuchu?
Sam sposób ustawienia przetworników układów wielodrożnych często zawierał "szkolne błędy" (np. odsunięcie wysokotonowego od średniotonowego), regułą były wystające przed lico frontu krawędzie, pomiędzy którymi chowała się maskownica, a w najlepszym razie front był płaski.
W SourcePointach jest akcent w dawnym stylu – "ramka" dookoła zasadniczego panelu frontowego, ale tenże, zgodnie z aktualną wiedzą, jest "pościnany" w sposób, który ma rozpraszać odbicia, co było możliwe dzięki jego dużej grubości.
Niezależnie od korzyści akustycznych, wyraźny jest też efekt wizualny, dzięki skosom SourcePointy wyglądają bardziej atrakcyjnie. Chyba już tylko z tego powodu boczne ścianki są lekko "złamane" na 1/3 głębokości. Maskownica przylega do frontu, więc jego kształt widać również, gdy jest założona, ale w pomiarach widać jej negatywny wpływ – maskownicę zdejmijmy.
Dostępne są dwie wersje kolorystyczne – obydwie bardzo "klasyczne", wykończone naturalnym fornirem, orzechowym w naturalnym kolorze albo lakierowanym na czarny półmat (black ash).
Front i maskownica są zawsze czarne. Producent oferuje również podstawki o odpowiedniej wysokości, podstawka dla SP 10 ma cztery nogi, dla SP 8 tylko trzy.
Czytaj również: Czy wąska obudowa kolumny jest akustycznie najkorzystniejsza?
Jaka nadrzędna idea stała za tymi wysiłkami koniecznymi do stworzenia kolumny z układem dwudrożnym o dużej wydajności, za rezygnacją z układu trójdrożnego, który Andrew Jones dotąd stosował? W tym miejscu wróćmy do podstaw, ogólnych właściwości i zalet układu koncentrycznego.
- Po pierwsze, wprowadzenie kopułki wysokotonowej w wierzchołek stożka membrany nisko-średniotonowej (lub średniotonowej) upodabnia charakterystyki kierunkowe obydwu przetworników (w tym zakresie częstotliwości, w którym obydwa mają zdolność przetwarzania, a więc w okolicach częstotliwości podziału, bo tam musi ona zostać ustalona).
- Po drugie, zgodna faza promieniowania, rzecz oczywista (w dobrej konstrukcji) na osi głównej, jest zachowana również poza nią, gdyż nawet pod dużym kątem nie zmienia się różnica odległości od centrów akustycznych obydwu przetworników do miejsca odsłuchowego (jest zresztą bliska zeru, co można rozumieć jako "zgodność czasową" – fale od obydwu przetworników dobiegają z tej samej odległości, a więc w tym samym czasie).
- Po trzecie, nie następuje "oderwanie" źródła wysokich częstotliwości od niskich i średnich, typowe w klasycznej konfiguracji odseparowanych przetworników, bowiem całe pasmo promieniuje z jednego punktu – stąd zresztą nazwa SourcePoint.
Może się więc wydawać, że tylko układ koncentryczny pracujący w pełnym pasmie akustycznym będzie w pełni realizował powyższe punkty. Teoretycznie tak, jednak w praktyce odseparowanie głośnika niskotonowego nie prowadzi do negatywnych skutków ze względu na duże długości fal, przy których zejście z osi głównej nie powoduje dużych przesunięć fazowych, jak też bardzo szerokie promieniowanie powodujące w pomieszczeniu dużo odbić, a w konsekwencji – trudności w lokalizowaniu niskich częstotliwości.
Czytaj również: Jak należy ustawić zespoły głośnikowe względem miejsca odsłuchowego?
Ta ogólna wada prawie wszystkich konstrukcji głośnikowych staje się usprawiedliwieniem dla stosowania subwooferów, odsuwania głośników niskotonowych od średniotonowych, a więc także dla wyłączenia niskotonowego z reżimu pracy koncentrycznej; dla 99-procentowej realizacji zalet układu koncentrycznego wystarczy, że zakres średnio-wysokotonowy jest przetwarzany przez taki moduł.
To właśnie skłaniało Andrew Jonesa do konstruowania układów trójdrożnych. Argumentując oparcie SourcePoint na układzie dwudrożnym, nie przedstawia nowego punktu widzenia co do możliwości odsunięcia niskotonowego bez utraty ważnych zalet brzmieniowych układu koncentrycznego, pracującego w zakresie średnio-wysokotonowym.
Chodzi o koncepcję ogólnego uproszczenia układu z trójdrożnego do dwudrożnego, a więc pozbycie się jednej z częstotliwości podziału i związanych z tym filtrów. Takie wyjaśnienie można znaleźć w "białym papierze", chociaż mogły być też inne "pozamerytoryczne" powody, jak choćby ambicja stworzenia czegoś zupełnie nowego.
MoFi SourcePoint 8/10 - odsłuch
Zaczęło się od testowania, a więc i odsłuchu SP 10. Były dostępne już rok temu i niedługo potem trafiły na nasz warsztat. Jednak kiedy szykowaliśmy materiał do publikacji, nadeszła wiadomość o SP 8.
Trzeba było na nie "chwilę" poczekać, ale pomysł porównania obydwu wydawał się tego wart, tym bardziej że SP 10 nie były wcześniej planowane do żadnego testu grupowego, więc nie musiały zostać z niego "wyłączone". Ponadto i tak przestały być już nowością, a przetestowanie SP 8 wydawało się koniecznością, bowiem był to kandydat do nagrody EISA, którą zresztą zdobył.
Wreszcie ostatni argument – obydwa modele są układowo bliźniacze, opisywanie SP 8 kilka miesięcy po SP 10 byłoby trochę nudną powtórką. Aby jednak porównanie SP 8 i SP 10 było stuprocentowo rzetelne, w czasie drugiej sesji (pół roku po pierwszym teście SP 10) mieliśmy do dyspozycji jednocześnie SP 8 i SP 10.
Podejrzewam, że niewielu recenzentów miało tak komfortową sytuację, chociaż pewnie wielu opisuje obydwa SourcePointy na podstawie odsłuchów odległych w czasie. My też tak często robimy, jednak zawsze zastrzegając, że wyniki takich obserwacji nie są pewne, szczególnie gdy różnice są subtelne.
Nasze porównanie nie pozostawia żadnych wątpliwości, postawione obok siebie MoFi Source Point 8 i MoFi Source Point 10, podłączone do tego samego wzmacniacza, nie miały żadnych tajemnic. Zweryfikowaliśmy wszystkie obietnice i oczekiwania. Różnice nie są sensacyjne, chociaż trochę zaskakujące. Natomiast ogólny poziom obydwu konstrukcji – bardzo wysoki. Szczególnie jednej z nich…
Pierwsze odsłuchy samych SP 10 wywindowały oczekiwania również co do drugiej, mimo że mniejszej, to z założenia o podobnym brzmieniu, tylko niższej efektywności i nieco "krótszym" basie. Ale to nie takie proste…
SP 8 miałem okazję posłuchać po raz pierwszy pobieżnie w Monachium i zrobiły tam bardzo dobre wrażenie, ale na podstawie tych doświadczeń nie miałbym żadnego pojęcia, jak jedne mają się do drugich. Wreszcie latem spotkały się w Warszawie i wszystko "się wydało".
Czytaj również: Jaki jest związek między wielkością zespołów głośnikowych a wielkością odpowiedniego dla nich pomieszczenia?
Nie będę opisywał ich po kolei, najpierw przedstawię cechy wspólne. Grają wspaniale, pięknie, ujmująco. Wiem, że takimi zachwytami prowokuję i o to mi chodzi... aby zaraz sprawę roztrząsać, nie ma w tym jednak żadnego sarkazmu.
SourcePointy mają kilka zalet, w tym zupełnie obiektywne, ale ich największy urok leży w czymś, co trudno mi z całą pewnością zakwalifikować jako cechę oczywistą dla wszystkich, czy może wymagającą "uwrażliwienia". Ja jestem na to wyczulony i pod tym względem są dla mnie wzorcowe, trafiają, nomen omen - w punkt.
Chodzi o ujmującą barwę, spokojną a zarazem żywą, neutralną, ale… niezupełnie czyściutką. Raczej sucha, lecz niejałowa, lekko zmatowiona, a przy tym optymalnie dźwięczna. Dobrze różnicują, dodają jednak od siebie odrobinę własnego charakteru, właśnie papierowego nalotu, co nie przeszkadza ani trochę.
Zapewniam – ja bym tego nie chciał usunąć, nawet osiągając jeszcze lepszą klarowność i precyzję. Pod tym względem i tak jest bardzo dobrze, a cieniutka warstwa "werniksu" zwiększa subiektywną naturalność i komfort.
Są głośniki grające jeszcze bardziej przejrzyście i detalicznie, ale… po co? Nie podważam zasadniczych kryteriów oceny jakości, nie rzucam się w odmęty "muzykalności" kosztem neutralności i dokładności, ale "program obowiązkowy" SourcePointy wykonują bezbłędnie, chociaż nie są hiperanalityczne.
Nie atakują, nie zmuszają do adaptacji, nie przenoszą w egzotyczne klimaty ani wprost do studia nagraniowego – zdajemy sobie sprawę, że słuchamy sprzętu ze wszystkimi jego ograniczeniami, a nie żywych artystów.
Również dociekliwość w tropieniu techniki nagrań nie jest ostateczna, jednak przekaz jest absolutnie, natychmiastowo wiarygodny. Na pewno ma w tym swój udział zrównoważenie tonalne, dokumentowane charakterystykami, lecz zdarzały się podobne wyniki, a brzmienie wcale nie było tak przekonujące i naturalne. Nasycone, bezpośrednie, ale i kulturalne, bez śladu krzykliwości, metaliczności, szklistości, jakiejkolwiek sztuczności.
SourcePointy nie ukrywają brudów nagrań, często całkiem "grubych", lecz nawet takie nie robią bardzo złego wrażenia, wygrywa tempo i główny nurt muzyki. Nie żałują bliskiego wokalu, emocji, witalności, nie dodając nerwowości i agresji.
Jak prezentują się poszczególne zakresy? Powtórzę, że najważniejsza jest spójność i harmonia, ale jeżeli już trzeba wskazać na lidera, będzie to średnica. Nie jest wzmocniona ani w żaden sposób zmanipulowana, a mimo to w naturalny sposób "mości się" na pierwszym planie, jest oczywista i poukładana z każdym dźwiękiem, oddaje wokale z odpowiednim zaangażowaniem, nie pozwala ich pogrubiać ani rozjaśniać.
Skraje pasma można określić jako "towarzyszące", lecz w tym przypadku nie ma to ani trochę znaczenia negatywnego; całe pasmo jest zintegrowane idealnie, więc ani bas, ani góra się nie wyróżniają; ani poziomem, ani charakterem.
Wysokie tony są dopasowane idealnie, pod każdym względem prawidłowe, równoważące wyrazistość i niuansowanie, bardziej satynowe niż błyszczące, niespektakularne, bezproblemowe.
Czytaj również: Na czym polega niesfazowanie kolumn i jaki jest tego wpływ na charakter brzmienia?
Bas jest proporcjonalny, dobrze rozciągnięty, rytmiczny, ale bez podkreślania konturów, kumulowania uderzeń czy też generowania potęgi. Ma za to akustyczną swobodę, różnorodność, wybrzmienie. W tym miejscu pora już na zaznaczenie różnic, pewnie wszyscy spodziewają się mocniejszego i niższego basu z SP 10…
Ale to nie bas zwraca uwagę i wyróżnia większą konstrukcję, nie zostaje uprzywilejowany i nie schodzi znacznie niżej. SP 10 przekonują "całokształtem", pewnie u jego podstaw jest też lepsza dynamika, a ta ma związek z większym potencjałem niskich częstotliwości, jednak uwaga kieruje się znowu na zakres średniotonowy.
Od większych kolumn, a mówiąc dokładniej – od dużego 10-calowego przetwornika nisko-średniotonowego – trudno było oczekiwać lepszego przetwarzania średnicy niż z 8-calowego. Myślałem, że tutaj SP 8 pokażą przynajmniej "lokalną" przewagę, jednak...
MoFi SourcePoint 10 grają czyściej, spokojniej, bez podbarwień, zarazem z większym rozmachem i oddechem, z wytrawną delikatnością. Kreują większą scenę, z planami głębokimi i czytelnymi, wyraźnymi, prawidłowymi lokalizacjami, efektownie i profesjonalnie.
MoFi SourcePoint 8 nie są o klasę gorsze, ale w rozdzielczości i przestrzenności ustępują SP 10, co wydawało się zaskakujące, bowiem teoretycznie lżejsza, mniejsza membrana nisko-średniotonowa powinna być "szybsza". Powyższe wrażenie mogło być subiektywne, nie chcę się z niego wycofywać czy przy nim upierać.
Wskazuję, że różnica między MoFi SP 10 a MoFi SP 8 nie sprowadza się do niższej efektywności tych drugich, a jednocześnie powtarzam, iż nie jest to zasadnicza zmiana charakteru; 90% komplementów dotyczy jednych i drugich.
MoFi SP 8 mają swoje atuty – wyróżniają się dźwiękiem bliskim, intymnym, kameralnym, a przy tym żywym, soczystym, plastycznym. Średnica jest tutaj lekko pobudzona, bardziej pierwszoplanowa niż z SP 10.
Sam wolałbym SP 10, ale nie będzie nic dziwnego w tym, gdy nawet mając przed sobą taki obraz sytuacji, większość zainteresowanych wybierze SP 8 – przecież mniejsze (co w tym formacie może mieć wręcz decydujące znaczenie) i znacznie tańsze.
SP 10 to jednak nie tylko teoretycznie, ale i brzmieniowo bezkompromisowy wzorzec koncepcji, a SP 8 to skromniejsza wersja, przeskalowana do wielkości bliższej standardu konstrukcji podstawkowych.
Kto ma miejsce i pieniądze na SP 10, a nie ma możliwości samodzielnego porównania, niech nam zaufa. A komu na oko zdecydowanie bardziej podobają się SP 8, niech się nie martwi. Jak nie porówna, nawet nie będzie wiedział, co traci… Brzmienie SP 8 raczej go nie zawiedzie. W obydwu przypadkach to najlepsze "monitory" w swoich klasach cenowych.
Ceny:
• MoFi SP 10: 23 000 (+ 4000 zł z podstawkami)
• MoFi SP 8: 13 500 (+ 3000 zł z podstawkami)