Długie doświadczenie, zresztą nie tylko moje, podpowiadało, że pojawi się przede mną urządzenie o gabarytach i masie, jakie trudno przegapić... Dlatego przez kilka minut kręciłem się w naszym "magazynku", do którego urządzenie miało zostać dostarczone, w poszukiwaniu dużego pudła. Bezskutecznie.
Potykałem się tylko o płaski karton, w którym zwykle umieszczane są trzydziestokilkucalowe telewizory LCD. W pewnym momencie dostrzegłem resztki firmowej taśmy zabezpieczającej: Devialet. To był dopiero początek niespodzianek.
W podwójnym opakowaniu znajduje się ogromna, tekstylna torba z uszami i właściwe, eleganckie pudełko. Kształt, wyściółki i zabezpieczenia przypominają bardziej luksusowe etui na biżuterię niż opakowanie jakiegokolwiek sprzętu elektronicznego. Nawet książeczki mają przygotowane wyżłobienia z pomocnymi nacięciami, by łatwiej było je wyciągnąć i przy okazji nie uszkodzić.
Zdejmując górne wieko znajdziemy kartonik z akcesoriami, jest też coś w rodzaju trackballa (odwrócona myszka komputerowa), co później okazało się być pilotem, wreszcie sam wzmacniacz. Wszystko dokładnie oklejone ochronnymi foliami.
Trzeba przyznać, że opakowanie jest iście królewskie i jeszcze zanim podłączymy kable, zanim ustawimy wzmacniacz na swoim miejscu, będzie dużo radości z samego "rozdziewiczania".
Pochodząca z Francji marka Devialet od początku swojego istnienia koncentruje się na projektowaniu urządzeń, które zarówno niezwykle wyglądają, jak i niekonwencjonalnie działają. Blisko im do nowoczesnych, strumieniowych sposobów przesyłania dźwięku.
W ostatnim roku oferta uległa przeobrażeniom i obecnie składają się na nią trzy urządzenia o symbolach 110, 170, 240. Można je, zgodnie z przyjętą nomenklaturą, nazwać wzmacniaczami zintegrowanymi, jednak sam producent stosuje określenie "system audio" wymiennie z nazwą marki.
"Który Devialet jest dla mnie?" - to pytanie podsuwa zainteresowanym sam producent, zmierzając krótką drogą do celu - uświadomienia, że są to urządzenia wyjątkowo nowoczesne, ale wymagające poznania ich właściwości.
Czytaj również: Jakie są i czym się charakteryzują klasy pracy wzmacniacza?
Devialet potrzebuje w wielu sytuacjach już tylko kolumn oraz... komputera lub smartfonu jako źródła dźwięku. Tak właśnie działa wiele z konkurencyjnych wzmacniaczy zintegrowanych, więc wyjątkowość Devialeta będzie tkwiła jeszcze gdzie indziej.
Trzy integry pokazują sporo różnic konstrukcyjnych i wyposażeniowych, mają wreszcie zupełnie inną mocą wyjściową, ale łączy je sztandarowa technika marki - autorska metoda strumieniowej transmisji sygnału, określana mianem Devialet AIR.
Devialet 240 - obudowa
Obudowa wzmacniacza Devialet 240 jest mechanicznym majstersztykiem. Z góry widzimy kwadrat o boku 40 cm, aluminiowa rama ma 4 cm wysokości, a z przodu dostrzegamy lekki łuk. Wszystkie krawędzie są ostro ścięte, a powierzchnie aluminiowe ręcznie wypolerowano na wysoki połysk.
Patrząc pod jednym kątem wydają się srebrne, pod innym przechodzą w głęboką czerń. Lepiej nie dotykać... odciski palców pojawiają się od razu i uparcie zostają na swoim miejscu.
Z przodu znajduje się jedynie niewielki, okrągły przycisk przyozdobiony literką D, na górnej płycie owalny lufcik, przez który widać część układów wewnątrz i który zawiera także okrągłe "oko" wyświetlacza. Przycisk służy do włączania i wyłączania oraz (w trybie pracy) pełni rolę sekwencyjnego przełącznika źródeł.
Czytaj również: Czym się różni wzmacniacz zintegrowany od wzmacniacza dzielonego?
Na wyświetlaczu ujrzymy dyskretną grafikę symbolizującą pokrętło głośności, wewnątrz którego prezentowane są symbole aktywnych wejść i niektóre informacje dotyczące wybranych połączeń.
Wprawne oko dojrzy także, że górna pokrywa w tylnej części złożona jest jakby z dodatkowego modułu - to zaślepka, po zdjęciu której odsłoni się rząd gniazd na tylnej ściance.
Można się do nich dostać bez demontażu tego panelu (zamocowanego na kulistych zatrzaskach), sięgając od spodu, jednak nie jest to rozwiązanie polecane ani wygodne; lepiej ściągnąć panel, wszystko wygodnie podłączyć, a potem założyć go i zamaskować wszystkie kable.
Devialet 240 - przyłącza
W tym miejscu każdego opisu następuje zwykle krótka analiza możliwości połączeniowych. W przypadku Devialeta nie jest to jednak taka prosta sprawa. Właściwie tylko jedno jest doskonale znane i oczywiste - pojedynczy komplet zacisków głośnikowych.
Z lewej strony tylnego panelu znajduje się wejście USB, umożliwiające podłączenie komputera i korzystanie z wbudowanego w 240- stkę przetwornika DAC, jest też złącze sieci LAN, a wewnątrz moduł bezprzewodowy Wi-Fi.
Pojedyncze złącze XLR pełni rolę cyfrowego, symetrycznego wejścia AES/EBU, obok niego jest jeszcze sześć gniazd RCA. Czy to wejścia analogowe, czy cyfrowe?
Czytaj również: Czy wejścia XLR oznaczają, że urządzenie jest zbalansowane?
Napisy nad gniazdkami sugerują jedno, a te poniżej - już co innego. Nikt się jednak nie pomylił, ani nikt źle tych oznaczeń nie odczytał. To bowiem jedna z wyjątkowych cech urządzenia - fizyczne wejścia mogą być tym, czym chcemy, aby w danej sytuacji były, wszystko zależy bowiem od konfiguracji wzmacniacza.
Możemy mieć wejście cyfrowe w formacie współosiowym, które wykorzystamy np. do podłączenia odtwarzacza CD (lub samego transportu), a innym razem to samo gniazdo może stać się częścią (kanał lewy lub prawy) analogowego wejścia liniowego lub wyjściem dla subwoofera. Wejście cyfrowe może stać się wyjściem analogowym...
Konstruktor wpadł na nowatorski pomysł oddzielenia warstwy fizycznej (gniazda) od układów wewnątrz, instalując pomiędzy nimi swoistą rozdzielnię sygnałów. Dlatego na tym etapie interesuje nas głównie to, że mamy do dyspozycji sześć pojedynczych RCA. Oczywiście istnieją pewne ograniczenia, jednak w praktyce trudno będzie wyobrazić sobie konfigurację, której nie dałoby się obsłużyć.
Mamy źródła analogowe? Nie ma problemu. Jedno analogowe, drugie i trzecie cyfrowe? Proszę bardzo. Co z winylami? Zapraszamy, to zresztą jedna z bardziej zaawansowanych funkcji, bowiem ustawienia pozwalają decydować, jaki mamy typ wkładki i w razie potrzeby precyzyjnie wyregulować szereg dodatkowych parametrów!
Czytaj również: Co to znaczy zmostkować wzmacniacz?
Od tej chwili wejście liniowe zmieni się w gramofonowe, trzpień uziemiający jest już oczywiście fizyczny. Konfiguracji w modelu Devialet 240 podlega także sekcja końcówek, zdecydujemy o maksymalnej mocy wyjściowej!
Bazowo wzmacniacz Devialet 240 jest urządzeniem stereofonicznym, ale możemy go zmostkować, uzyskując wówczas 500 W. Oczywiście potrzebny będzie w takim wypadku drugi taki sam Devialet, by stworzyć system stereo.
Devialet 240 - zdalne sterowanie
Pilot to miniatura samego wzmacniacza z zainstalowanym na górze potężnym, ale bardzo wygodnym pokrętłem do regulacji głośności. Dostępne są także cztery klawisze dla najważniejszych funkcji: zasilania, wyboru wejść, szybkiego wyciszenia oraz...regulacji barwy dźwięku.
Podłączając wzmacniacz do sieci komputerowej możemy także sięgnąć po nowoczesny, wirtualny sterownik - aplikację dla smartfonów i tabletów. Wyjątkowy styl i jakość wykonania samego urządzenia przełożyła się na staranność wykonania aplikacji, która ma piękną szatę graficzną, działa szybko i bezbłędnie, nie ma problemu z wyszukiwaniem i nawiązywaniem połączenia ze wzmacniaczem.
Podstawą wirtualnego pilota jest oczywiście sterowanie wszystkimi funkcjami, które uzupełniono o prostą funkcję strumieniową; możemy odtwarzać zasoby biblioteki muzycznej smartfona. Nie ma jednak Airplay (tego protokołu Devialet nie używa), więc nie można skierować do wzmacniacza dźwięku z dowolnie wybranej aplikacji.
Czytaj również: Co to jest konstrukcja dual-mono, jakie są jej wady i zalety?
Devialet 240 - strumieniowanie
Oprócz klasycznych wejść audio (cyfrowych i analogowych), Devialet 240 otwarty jest na muzykę z komputera. Użytkownik ma do wyboru gniazdo USB lub sieć LAN. Najważniejszy jest jednak sam sposób strumieniowania, producent porzucił obowiązujące standardy, które uznał za niewystarczające od strony jakościowej. Zdecydował się na zaprojektowanie własnej metody transmisji, którą nazwał AIR.
U jej podstaw leży asynchroniczny (wzmacniacz kontroluje źródło - np. komputer) transfer informacji, oczywiście w formie bezstratnej, w rozdzielczości 24 bitów i częstotliwości próbkowania 192 kHz.
AIR używany jest zarówno w aplikacji mobilnej dla smartfonów, jak i w przypadku komputerów; wówczas trzeba zainstalować niewielki program, który pełni rolę bufora - adaptera sygnałów płynących z programowego odtwarzacza (Devialet nie narzuca nam konkretnego oprogramowania) do wzmacniacza.
W specjalnym okienku wyświetlany jest podgląd parametrów pracy wzmacniacza, jakość sygnału (w przypadku sieci bezprzewodowej) i wiele innych informacji.
Devialet 240 - układ elektroniczny
Nie mniej fascynująca od funkcjonalnej specyfiki wzmacniacza jest jego technika. Niewielka, a przy tym relatywnie lekka obudowa i wysoka moc rodzą podejrzenia o zastosowanie amplifikacji impulsowej, jednak nie jest to "zwykła" klasa D.
Zacznijmy jednak od początku, czyli od przedwzmacniacza. Wszystkie sygnały, jakie docierają do Devialeta, muszą być po przejściu przez moduł konfiguracyjny (decydujący o połączeniu konkretnych gniazd do wybranych sekcji) zamienione na postać cyfrową. Oczywiście dotyczy to sygnałów analogowych, te ze źródeł cyfrowych są co najwyżej upsamplowane do postaci 24 bit / 192 kHz.
Konwersja A/C ma miejsce w układzie Texas Instruments PCM4220, to wysokiej jakości dwukanałowy przetwornik analogowo- cyfrowy o teoretycznym zakresie dynamiki 123 dB. Co ciekawe, konwersji podlega również wejście gramofonowe, unikalnym rozwiązaniem w tym obszarze jest brak analogowego układu korekcyjnego, a więc sygnał z wkładki MM lub MC (po wstępnym wzmocnieniu) trafia także od razu do przetwornika analogowocyfrowego.
Na kolejnym etapie następuje obróbka cyfrowa i dopiero tam, jeśli zajdzie taka potrzeba (jeśli wybrane zostało wejście gramofonowe), realizowana jest cyfrowa korekcja zgodnie z krzywymi RIAA. Możemy więc tutaj mówić o cyfrowym przedwzmacniaczu gramofonowym!
Czytaj również: Co to jest współczynnik tłumienia wzmacniacza?
Wszystkie sygnały są następnie oczyszczane z zakłóceń, a rozdzielczość podnoszona do 32 bitów po to, by możliwie bezstratnie realizować funkcję regulacji głośności (wciąż znajdujemy się w domenie cyfrowej).
Na obecnym etapie oprogramowanie Devialeta zapewnia prostą korekcję barwy dźwięku, producent przekonuje jednak, że moc obliczeniowa procesorów jest wystarczająca nawet do zaawansowanej korekcji akustyki, która być może pojawi się wraz z kolejnymi aktualizacjami oprogramowania.
Już teraz właściciele wzmacniacza mogą poprosić przez stronę internetową o przygotowanie specjalnego profilu z uwzględnieniem określonych filtrów np. do pomieszczeń z wyraźnymi problemami w zakresie basu.
Dane wychodzące z procesorów DSP opuszczają strefę przedwzmacniacza, po czym są konwertowane z powrotem na format analogowy. Za ten proces odpowiadają już układy Texas Instruments PCM1792, pracujące z rozdzielczością 24 bitów i maksymalną częstotliwością 200 kHz, teoretyczna dynamika wynosi nieco ponad 130 dB.
Z przetworników trafiamy do pierwszego (od gniazd wejściowych) stopnia analogowego, który pracuje w czystej klasie A, a jego zadaniem jest konwersja prądowo-napięciowa i odpowiednie przygotowanie sygnałów dla właściwych końcówek mocy.
To szczególny proces, przebiegający wedle firmowej koncepcji ADH - co z niej wynika, o tym dalej. Dwa wyjściowe bloki wzmacniające są natomiast układami klasy D, dzięki którym urządzenie może poszczycić się wysoką sprawnością. Również zasilacze są konstrukcją impulsową.
Klasa D przy swoich ogromnych zaletach ma jednak kilka wad, z których najgroźniejszą jest konieczność stosowania pasywnych filtrów na wyjściach obwodów - ich zadaniem jest odcięcie niepożądanych zakłóceń, będących efektem ubocznym pracy wyjściowych tranzystorów przełączających.
Stosowane na ogół filtry LC to źródło problemów we współpracy z obciążeniami o dużej zmienności modułu impedancji czyli w praktyce - z typowymi kolumnami głośnikowymi. Devialet chwali się jednak, że znalazł na to lekarstwo i we wzmacniaczu 240 zrezygnował w ogóle z filtrów wyjściowych!
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
To brzmi jak szaleństwo i wyprowadzenie groźnego wysokoczęstotliwościowego szumu, ale spokojnie, w tym miejscu bowiem wracamy do cudownej, uzdrowicielskiej roli układów ze wspomnianej wcześniej sekcji w klasie A.
Jej kolejnym (być może najważniejszym) zadaniem jest generowanie dodatkowych przebiegów kasujących, które niwelują groźne zniekształcenia, powstające na wyjściu końcówek mocy. Pozwala to zrezygnować z klasycznych filtrów rekonstrukcyjnych. Niewątpliwie unikalne, w ramach znanej klasy D, rozwiązanie uzupełnia układ nazwany przez producenta mianem ADH.
Odsłuch
"Cyfrowy" wzmacniacz i cyfrowe (w większości) źródła dźwięku, bo do takich firma przecież namawia, powinny tworzyć całkiem zgrany duet, ale elastyczność konfiguracji pozwala myśleć o tym, by Devialet 240 stał się prawdziwym centrum systemu audio, otwartym na każdy materiał, niezależnie, skąd on popłynie.
Zanim jednak zagłębię się w szczegóły i przedstawię choćby skrótowo część z eksperymentów jakie udało mi się wykonać, warto zacząć od ogólnych cech, które składają się na brzmieniową bazę wzmacniacza.
Nie mogę uczciwie napisać, że Devialet 240 to urządzenie, które nie dodaje od siebie absolutnie nic. Czy się to komuś podoba, czy nie, jesteśmy jednak bardzo blisko absolutnej neutralności, krążąc raz z jednej, raz z drugiej strony. Czy lekkimi modyfikacjami Devialet przybliża nas do subiektywnie większej płynności i muzykalności?
Nie sądzę, aby można było być bliżej muzyki, niż jest ona sama, w swojej oryginalnej formie. Nie sądzę też, aby tak subtelne zmiany mogły zostać przez konstruktora zaplanowane, świadomie wprowadzone w celu "poprawienia" oryginału.
Ale to już teoretyzowanie, bo i tak dominuje wrażenie obiektywnej prawdy i naturalności, która wyzbyta jest wszelkiego "technicznego" obciążenia dzięki, właśnie, pierwiastkowi miękkości. Został on nie tyle pogodzony, co w pełni zharmonizowany z wyśmienitym różnicowaniem, i to samo w sobie jest wybitnym osiągnięciem.
Zwykle mamy do czynienia z takim schematem: urządzenia grające miękko i ciepło są przyjemne, ale ujednolicają; urządzenia o wysokiej rozdzielczości - pokazują więcej, ale często bardziej natarczywie. Prawdę mówiąc, równie często mamy do czynienia z jeszcze inną kombinacją, najgorszą - brzmienie pozornie bogate w detale i dynamiczne, ale suche i płaskie, i wcale nie ukazuje różnorodności wybrzmień.
Czytaj również: Dlaczego nie można podłączyć kolumn 4-omowych do wzmacniaczy 8-omowych?
We wzmacniaczu Devialet 240 każdy materiał wyraźnie zaznacza swój charakter, a znane nam płyty grają ciekawie, angażująco, odświeżają nasze emocje. To też znana chyba wszystkim sytuacja, gdy sięgamy po kolejną znaną płytę, wrzucamy ją "na ruszt", ale jakoś nas nie rusza... bierzemy następną - i też słabo, myślimy wreszcie, że chyba nam dzisiaj z muzyką nie po drodze...
Z Devialetem było odwrotnie - czego nie spróbowałem, w intencji że będzie to tylko moment, dla sprawdzenia, grało o wiele dłużej, do końca, musiała wręcz wybrzmieć ostatnia nuta - Devialet wciąga.
Tym bardziej, że do dobrej zabawy potrzebny mi jest dobry bas. Devialet urządził prawdziwe święto niskich częstotliwości. Jest konkretnie, mocno, dynamicznie, bez "lawiny", choć potrafi zadrżeć w posadach.
Tu liczy się szybkość, "użebrowanie", kontury, i ponownie - zróżnicowanie. Bas potrafi przyłożyć, a nawet przytłoczyć, o ile sięgniemy po coś "odpowiedniego", np. Tangerine Dream. Jednak nawet gęsta elektronika pozwoli usłyszeć, jak dobrze Devialet 240 trzyma rytm.
Środek pasma jest mocny, bezkompromisowo otwarty i kontaktowy. Jest i porządek, i kontrasty, każda rejestracja ma swój własny klimat i wcale nie każda musi zachwycać. Energetyczność i parcie do przodu, doskonała analityczność oraz separacja dźwięków są zaletami pojawiającymi się niemal zawsze i wszędzie.
Gdzie więc jest ów pierwiastek miękkości? Góra pasma. To taki magiczny zakres, chwilami tajemniczo "zadymiony", zawsze płynny, gładki. Rozciągnięty od metaliczności do cukierkowości, ale zdecydowanie unikający szorstkości. Trudno oczywiście zignorować możliwości, jakie daje nowoczesna platforma Devialeta, ale i pominąć wynikające z nich dylematy.
Odtwarzacz CD możemy przecież podłączyć na dwa sposoby, wykorzystując wejścia analogowe lub cyfrowe.W pierwszym przypadku korzystamy z przetworników źródła oraz...przetworników wzmacniacza, bo działa on przecież tak, że najpierw następuje konwersja analogowo-cyfrowa, a później cyfrowoanalogowa.
Teoretycznie więc lepiej będzie dostarczyć sygnał cyfrowy, wtedy ominiemy jeden stopień przetwornika (analog-cyfra). Warto spróbować, bo w ten sposób dźwięk zyska na wyrazistości, dynamice i ogólnej mocy. Może jednak zgasnąć ów dodatkowy element płynności i delikatności.
Czytaj również: Czy przy stosowaniu bi-wiringu konieczne są podwójne wyjścia głośnikowe we wzmacniaczu?
Bardzo subtelne różnice objawiają się natomiast między konfiguracją przetworników (ADC) 96 i 192 kHz, przypomnę, że ta pierwsza jest przez producenta rekomendowana, rzeczywiście gra pod pewnymi względami (przestrzeń, swoboda i dokładność) nieco lepiej, jednak wersja 192 kHz ma w mojej ocenie także przewagi, głównie w zakresie barw środka oraz góry pasma.
Devialet 240 doceni z pewnością materiały wysokiej rozdzielczości, które pozwalają, mówiąc oględnie skrócić dystans między słuchaczem a muzyką, wprowadzają więcej informacji, dokładniej odwzorowują, dopieszczają każdy dźwięk.
Przepaść dzieli jednak te i zawarte również na płytach CD realizacje od materiałów najgorszej jakości (np. mp3 odtwarzane ze smartfonów), to niby oczywiste, ale jednak niemal za każdym razem zaskakujące i motywujące, by wrócić do (dobrych) źródeł.
Radek Łabanowski