W tym roku, obok "starych wyjadaczy", witamy kolejne firmy, których produkty po raz pierwszy zostały nagrodzone przez EISA. To cieszy, tym bardziej, że dotyczy producentów dobrze znanych z naszych testów, a wcale niebędących potężnymi figurami koncernów wszelakiej elektroniki użytkowej. EISA dostrzega wszystkich - wielkich, średnich i małych - i widzi te różnice, a są one ważne z punktu widzenia Stowarzyszenia przyznającego nagrody o znaczeniu ogólnoeuropejskim, a nawet światowym (zwłaszcza na Dalekim Wschodzie, gdzie autorytet europejskości jest wciąż wysoko ceniony). EISA nagradza konkretne produkty, a nie firmy, lecz nie ma produktu bez jego producenta. Nie ma też produktu bez jego potencjalnej sprzedaży.
Dlatego dodatkowy warunek, jaki EISA stawia nagradzanym urządzeniom, jest taki, aby te produkty były dostępne w większości krajów europejskich. Warunek to trudny do spełniania dla firm małych, a nawet średniej wielkości, ale jest nie tylko uzasadniony, co wręcz konieczny, aby nagrody nie trafiały "kulą w płot". Stąd trudno oczekiwać, aby nagrodami EISA cieszyły się firmy o bardzo ograniczonym zasięgu, nawet jeżeli zaprojektują coś genialnego. W tym miejscu mogą pojawić się kontrowersje i dyskusja: Czyż nie należałoby abstrahować od pozycji firmy na rynkach i skupić się wyłącznie na urządzeniach i ich jakości? Jednak takie "abstrakcyjne" nagrody byłyby nie tylko mało przydatne, co nawet... niesprawiedliwe, całkowicie wbrew najlepszym intencjom. Dlaczego? Po pierwsze, ustalmy, że nie można rozsądnie decydować o tym, czy produkt jest godny nagrody, rekomendacji czy choćby naszej uwagi, gdy nie znamy jego ceny.
Można "sobie a muzom" podziwiać samą jakość, ale dla celów praktycznych chcemy poznać i osądzić relację jakości do ceny. EISA przyznaje nagrody produktom tanim i drogim, ale zawsze stara się odnaleźć właśnie te, które wyróżniają się jakością w swojej klasie cenowej. Czy zawsze trafia w dziesiątkę, czy wskazane przez nią produkty uszczęśliwią wszystkich, czy czasami odrywamy się od budżetu przeciętnego audiofila, a czasami tkwimy w rynku masowym? Nagroda w każdej kategorii jest tylko jedna i wszystkim nie dogodzi, ale to już inna sprawa. Cena jest zawsze parametrem, który trzeba brać pod uwagę. Inaczej nagradzalibyśmy tylko najlepsze w skali bezwzględnej, czyli bardzo drogie urządzenia, bujając w obłokach. A musimy stać twardo na ziemi. Nagrody to nie zabawa...
Po drugie, umówmy się, że za normalny uważamy system sprzedaży detalicznej z salonami w roli głównej. Zwłaszcza w naszej branży jest on bardzo pożądany, gdzie niemal każdy audiofil chce posłuchać urządzenia przed zakupem. Nielojalność niektórych klientów, którzy posłuchają tam, gdzie można posłuchać, a potem kupią tam, gdzie taniej, niczego nie zmienia - nawet oni nie chcieliby chyba, aby zniknęły salony odsłuchowe. Owszem, jeżeli sprzedaż internetowa udowodni zbyteczność tradycyjnych sklepów stacjonarnych w naszej branży, umówimy się inaczej. Ale dzisiaj sklepy są wciąż potrzebne w podobnym stopniu jak drukowana prasa i pisma specjalistyczne. Jeżeli uważacie inaczej, to co trzymacie w ręku?
Wreszcie, po trzecie, przyjmijmy do wiadomości, że aby salony funkcjonowały, muszą na siebie zarobić - koszty prowadzenia sklepu stacjonarnego, w porównaniu z internetowym, są znacznie większe. Dlatego, aby produkt pojawił się w normalnej sprzedaży, jego cena detaliczna musi uwzględniać sporą marżę; zarówno dla dystrybutora, który ma swoje do zrobienia, jak i dla dealera, czyli sklepu.
Tymczasem problem z wypłynięciem firmy i jej produktów na szerokie wody często tkwi właśnie w kalkulacji ceny. Produkt rynkowy to nie samo urządzenie, choćby najlepiej działające. To produkt przygotowany do sprzedaży. I tak jak EISA nagradza właśnie takie produkty, tak też testuje je każde poważne, drukowane pismo specjalistyczne, nie zwracając wielkiej uwagi nawet na najciekawsze urządzenia, które takiej definicji produktu nie spełniają. Smutne? Koniunkturalne? Po prostu racjonalne.
Andrzej Kisiel