Bohaterem poprzedniego numeru był Viking – nowy odtwarzacz CD firmy Hegel. Z tej okazji napisałem wtedy laudację podkreślającą zalety samego formatu, niezbywalne i niepowtarzalne przez żaden inny nośnik fizyczny i niefizyczny.
W tym numerze dużo miejsca poświęcamy urządzeniom związanym z plikami i winylami (po których trochę "się przejechałem" miesiąc temu, faworyzując CD). Z tej okazji mam pewną ciekawostkę, pokazującą rolę różnych nośników i formatów w nowym świetle.
Miłośnicy winyli są przyzwyczajeni do traktowania ich jako szlachetnego źródła zapisu analogowego, nieskalanego cyfrowym mieleniem, starają się zachować analogową formę sygnału aż do samego końca, widząc w tym i słysząc ich zasadniczą przewagę, mimo dochodzących wrogich głosów, że wiele płyt jest obecnie "wycinanych" z materiałów, które przeszły obróbkę cyfrową.
Dźwięk z czarnej płyty może mieć jednak zdecydowaną przewagę nad źródłami cyfrowymi ze zupełnie innego powodu, niezwiązanego ani z "analogowością", ani z właściwościami samego winylu, wkładki, gramofonu. Ani z naszym pozytywnym nastawieniem i wrażeniami wizualnymi.
Niedawna reedycja "Czerwonego" i "Niebieskiego" Albumu The Beatles pojawiła się w kilku formatach – w plikach, na CD i na winylu. Okazuje się, że wydanie winylowe jest przygotowane z największą rozpiętością dynamiki, a pliki – z najmniejszą. Nie wynika to przecież z ograniczeń samego medium, ale z założeń, jakie poczyniono względem potencjalnych konsumentów i sytuacji, w jakich słuchają muzyki.
Duża rozpiętość dynamiki nie zawsze jest zaletą – słuchając cicho lub w środowisku, w którym jest wysoki poziom zakłóceń tła (umownie "ulica"), aby usłyszeć jak najwięcej, ciche informacje powinny być wzmocnione, co ogranicza rozpiętość dynamiki.
Tylko słuchając w ciszy i dopuszczając wysokie poziomy głośności (najgłośniejszych fragmentów), możemy w pełni skorzystać z jej dużej rozpiętości, jaką bez trudu mogą "zmieścić" pliki... Jednak ich słuchacze zwykle nie będę w stanie tego docenić.
Z kolei gramofon, który pod względem czysto parametrycznym ma mniejszy "zasięg" dynamiki, jest przecież używany przez najbardziej wymagających słuchaczy nie na spacerze ani na rowerze, zawsze w domu, zwykle podczas "poważnych" sesji, w zamkniętym pomieszczeniu.
Może na tej podstawie wytwórnie płytowe doszły do wniosku, że maksymalna dostępna dynamika najbardziej służy słuchaczom winyli, a słuchaczom plików – kompresja, polegająca w praktyce na tym, iż "wszystko" gra głośno. Podobna kompresja dynamiki służy rozgłośniom radiowym, które uznały, że słuchane są najczęściej podczas… jazdy samochodem.
Przy okazji, podobnie jak pliki, potraktowano CD, co już mniej oczywiste. Co prawda CD słucha się z mniejszym nabożeństwem niż winyli, z systemów różnej klasy (gramofony też są różne…), ale zwykle w domu, w warunkach, które pozwoliłyby docenić dynamikę. Najstarszy, analogowy nośnik bywa więc, przy wszystkich swoich niedoskonałościach i ograniczeniach, faktycznie źródłem najlepszego brzmienia, i tylko pośrednio na skutek swoich naturalnych właściwości. To jak samospełniająca się przepowiednia.
Obiecując audiofilom powrót do raju utraconego, gramofon stał się dla wielu z nich najważniejszym źródłem, a to wymusiło na wytwórniach szczególne starania, aby winyl brzmiał jak najlepiej, chociaż wcale nie brzmi lepiej, niż kilkadziesiąt lat temu…
Za to nośniki cyfrowe, pliki i CD, mające znacznie większe możliwości, często brzmią na dobrych systemach bardzo źle… aby brzmieć dobrze na głośnikach przenośnych i w słuchawkach. To tylko utwierdza miłośników analogu w przekonaniu, że zawsze mieli rację.
Andrzej Kisiel