Zaintrygowała mnie nagroda Nobla dla Boba Dylana. Mamy w zwyczaju dzielić się na zwolenników i przeciwników każdej sprawy i decyzji – i to stronników tym bardziej zajadłych, im poważniejsze argumenty padają z drugiej strony. Dlatego z góry zastrzegam, że się tą decyzją specjalnie nie ekscytuję, chcę tylko dodać swoje trzy grosze. Zaskoczyło mnie trochę, że tak czy inaczej oceniana - załóżmy, że wręcz wspaniała – twórczość Dylana "podpada" pod kategorię literatury.
Pod kategorię poezji – i owszem; ale literatura kojarzy mi się, mówiąc najprościej, z książką. Może Dylan napisał jakąś książkę, ale chyba jesteśmy zgodni w przeczuciu, że nagrodę dostał za teksty piosenek; nawet jeżeli gdzieś wydrukowanych, to pisanych do wyśpiewania. Kulturoznawcy zasadniczo poparli tę nagrodę, a w jednej z audycji radiowych odnotowałem wypowiedź, że współcześnie literatura "dzieje się" nie tylko na stronach książek, ale i w życiu codziennym, w naszych rozmowach itd. itp. Wciąż jednak miałem wątpliwości, postanowiłem więc sprawdzić.
No cóż, przyznaję, że nie w książkach, ale w Internecie. Znalazłem definicję, której autorką jest (według Wikipedii) niekwestionowany autorytet (autorytetka?) Stefania Skwarczyńska (teoretyk i historyk literatury, teatrolog, profesor zwyczajny, doktor honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego).
Wedle tej definicji: "Literatura to wszystkie „sensowne twory słowne”, czyli dzieła artystyczne, tj. literatura piękna oraz teksty użytkowe, tj. literatura stosowana, zachowane w formie pisanej lub w przekazie ustnym." A więc jednak - ustne też. Tyle że z tej definicji wynika, iż wszelki "sensowny", "zachowany" przekaz ustny jest literaturą, a nie tylko dzieło artystyczne; już nie tylko tekst piosenki, ale i powiedzenie: "Wyżej d... nie podskoczysz"; albo komunikat: "Proszę wsiadać, drzwi zamykać"; to przecież sensowny tekst użytkowy. Jak wszystkie, to wszystkie, byle sensowne i zachowane. Ja bym tej definicji jednak nie zaliczył do literatury...
"No reason to get excited... There are many here among us, who feel that life is but a joke" - choć wyrwany z kontekstu piosenki "All along the watch tower", fragment ten dobrze pasuje do stanowiska, jakie zajął sam Bob Dylan w sprawie rzeczonej nagrody: "Jak wyjaśniła rzeczniczka Akademii Szwedzkiej Ulrika Kjellin, do tej pory udało się nawiązać kontakt jedynie z agentem Dylana. Porozmawiać z Bobem Dylanem dotychczas nie udało się także mediom. O nagrodzie Nobla dla artysty wciąż nie można dowiedzieć się na jego oficjalnej stronie internetowej." (Wirtualna Polska) No właśnie, nie ma się czym podniecać, bierzmy przykład z laureata. I starajmy się nadawać sens naszym tworom słownym, nawet gdy nie silimy się na żadne definicje.
Andrzej Kisiel
P. S. Z ostatniej chwili: "Akademia Szwedzka zaprzestała prób kontaktu z Bobem Dylanem, chociaż wciąż ma nadzieję, że nagrodę przyjmie".