Na naszym podwórku z zabawkami audio każdy przynosi to, co mu się trafi ło. Większość myśli, że weszła w posiadanie swoich klocków w pełni świadomie, ale od samego początku – a zwłaszcza na początku – jest w tym dużo przypadkowości.
Pierwszy sprzęt (raczej sprzęcik) dostaliśmy od rodziców, zobaczyliśmy u kolegów, co często kierowało naszą uwagę w określoną stronę, a na późniejsze wybory też często miały wpływ czynniki losowe, nawet nieuświadomione. Z czasem nabieraliśmy doświadczenia, co mogło nas prowadzić nie tylko do różnych wniosków, wciąż zależnych od punktu wyjścia i zawsze selektywnego, indywidualnego zbioru obserwacji, ale też do różnego sposobu ich formułowania i wyrażania. I tutaj do gry wchodzą kolejne elementy – naszych osobowości, charakterów, talentów i upośledzeń, po części dziedziczonych, nabywanych albo pojawiających się "nie wiadomo skąd".
Chociaż miłośnicy wzmacniaczy lampowych, gramofonów, akcesoriów i odsłuchów będą częściej humanistami, a zwolennicy tranzystorów, techniki cyfrowej i pomiarów częściej mają wykształcenie techniczne, to wcale nie jest to regułą. Podział na takie obozy nie jest też ostry, a jeszcze mniej przekłada się na styl wypowiedzi. Przedstawiciele nauk ścisłych częściej prezentują większą dyscyplinę metodologiczną; humaniści – elokwencję i bogaty język, ale nawet wykształcenie nie jest gwarancją ani jednego, ani drugiego, a tym bardziej – kultury.
Gdy górę biorą emocje, dyscyplina zamienia się w wulgarność, a elokwencja – w bezczelność. Jednak stwierdzanie faktów nie jest wulgarnością, a logiczne dowodzenie – bezczelnością. Jeżeli wasz sprzęt coraz mniej się wam podoba, szwankuje na różne sposoby, strzela przepięciami w głośnikach, a ostatnio nawet "kopie prądem", nie usprawiedliwiajcie tego jakoby szlachetną, minimalistyczną konstrukcją, brakiem sprzężenia zwrotnego, układów zabezpieczających i uziemienia – to niebezpieczny dla życia, źle zaprojektowany i źle wykonany złom. I już nieważne, czy lampowy, czy tranzystorowy, analogowy czy cyfrowy.
Niezależnie od swoich upodobań, sentymentów, nawet od pięknego (zawsze subiektywnie) brzmienia – teraz macie zupełnie nowe, może najważniejsze, obiektywne doświadczenie. Wcześniej mogliście nie wiedzieć... Teraz już wiecie. Może gdybyście obchodzili się z nim bardziej "ostrożnie", zamknęli w szafi e przed innymi użytkownikami, a najlepiej w ogóle wyłączyli i tylko od czasu do czasu oglądali – to dałoby się wytrzymać? Ale przecież nie kupujemy sprzętu po to, aby się go bać.
Andrzej Kisiel