Na końcu numeru obszernie opisałem imprezę, jaka miała miejsce w radiowej "Trójce". Mimo to, coś jeszcze chciałem dodać – rozwinąć wątek płyty winylowej, która nie po raz pierwszy była clou "trójkowego" odsłuchu. Znaczenie "analogu" jest wałkowane od kilku lat i może się wydawać, że już wszystko zostało powiedziane i napisane, jednak powszechna atencja i pochwały dla tego pięknego nośnika zaczynają przypominać bałwochwalstwo, jakie otaczało trzydzieści lat temu... płytę CD.
To zakrawa na jakieś religijne uniesienie; konwertyci, którzy porzucili wiarę w cudowne parametry CD, odmieniają dzisiaj przez wszystkie przypadki słodkie słowo "winyl". Przypisują mu same zalety, zarówno dźwiękowe, jak i "ideowe". Płyta analogowa uczy szacunku dla integralności dzieła; skłania do wysłuchania go w całości, bowiem przeskakiwanie z utworu do utworu, albo przerywanie jakiegokolwiek, jest po prostu niewygodne. Gramofony nie mają pilotów, funkcji "następny-poprzedni" czy "pauza".
W ogóle rozpoczęcie słuchania i jego zakończenie wymaga szeregu czynności. Ponadto płyty winylowe z każdym odtworzeniem zużywają się, dlatego nie włącza się ich od niechcenia i nie odsłuchuje na okrągło, tak jak muzyki z plików, do których mamy dostęp jak do wody z kranu. Płyty CD są w tym kontekście gdzieś pomiędzy; łatwiejsze do manipulacji niż winyle, ale wciąż przedstawiają pewien "albumowy" koncept – określonego zbioru utworów w określonej kolejności, ponadto zapisanego na fi zycznym nośniku, o który w jakimś stopniu trzeba dbać (chociażby go nie zgubić...). Tymczasem dla wielu audiofilów i melomanów to płyta CD jest dzisiaj największym złem i najgrubszą pomyłką w historii techniki audio.
Nikt już nie ośmiela się wątpić w przyszłość plików, toż to droga do najwyższej rozdzielczości. Wszyscy składają hołdy szlachetnej płycie winylowej, bo to z kolei czysty analog i "kultura wysoka". Wracam więc do myśli o sztuce słuchania. Przyjmuje się, że płyta winylowa była najlepszym medium dla muzyki wymagającej odsłuchania "w całości". Jednak muzyka klasyczna, jej koncerty i symfonie nie były przecież komponowane pod kątem pojemności płyty analogowej.
Z kolei koncept-albumy muzyki rockowej, były, i owszem, planowane z uwzględnieniem długości płyty analogowej, lecz takich albumów pojawiło się mało. Zazwyczaj płyta była po prostu zestawem utworów, których kolejność była rzeczą wtórną – w jakiejś kolejności przecież trzeba je było ustawić. Kiedy płyta była już gotowa, owa kolejność, która tak naprawdę nie musiała mieć wielkiego znaczenia ani dla realizatora, ani dla muzyków, ani dla muzyki, nabierała dla nas mocy "oryginału", którego od tej pory nikt nie ważył się zmieniać... Wyśmiewane odtwarzanie „w losowej kolejności”, jakie umożliwiają niektóre odtwarzacze CD, burzy znajomy obraz albumu, ale najczęściej nie burzy żadnej pierwotnej koncepcji muzycznej – bo takiej koncepcji nie było.
"Koncepcja kolejności" została dopisana z konieczności później, chociaż czasami jest ważna, wnosi "wartość dodaną", spaja cały album i każe go słuchać w całości. Ale tylko czasami. Mniej więcej w tym samym okresie, w którym Pink Floyd wydają modelowo spójne, koncepcyjne albumy, Led Zeppelin nagrywają materiał do "PhysicalGraffiti", albumu, który był winylowym bohaterem ostatniego odsłuchu w "Trójce". To album, którego ponoć też trzeba wysłuchać w całości, aby w pełni odebrać jego artystyczny sens.
Tymczasem ostateczna jego postać – dwupłytowa – jest prozaicznym efektem sytuacji, w której zespół nagrał "z rozpędu" więcej materiału, niż mogło się zmieścić na planowanym pierwotnie, jednopłytowym wydawnictwie. Nie chciał jednak z niczego zrezygnować, ale materiału tego było z kolei za mało na album dwupłytowy... więc dorzucono kilka nagrań z poprzednich sesji, nieopublikowanych na wcześniejszych albumach.
I tak wyprodukowano album podwójny, oczywiście za podwójną cenę. Gdyby w tamtym czasie istniała płyta CD, to świeżo nagrany materiał idealnie pasowałby do jej pojemności, tworząc mocny, spójny album. Podwójny "Physical GraffiTI" odniósł duży sukces, lecz dla fanów zespołu znaczenie miała po prostu duża porcja dobrej muzyki, a nie kolejność, koncept i winyl. Tłumaczenie dzisiaj, że mniejsza pojemność płyty analogowej to atut, bo słuchacz może pozostawać w skupieniu nad muzycznym konceptem najwyżej przez ok. 20 minut (czyli tyle, ile trwa jej jedna strona) – to dorabianie teorii do praktyki.
Płyta analogowa ma dość walorów i nie potrzebuje dla swojego renesansu takich argumentów. Teraz trzeba ratować płytę CD, a nie wieszać na niej psy za to, że mieści więcej niż analog i można się jej słuchaniem zmęczyć... Co gorsza, pozwala na użycie w takiej sytuacji funkcji "pauza", i to za pomocą pilota! Zgroza.
Andrzej Kisiel