Świat audio jest bogaty różnorodnością urządzeń, wielością kategorii, ich zmiennością i zupełnie indywidualnymi przypadkami; różnymi modelami działania, pomysłami na wyróżnienie się i zdobycie klientów, którzy kierują się różnymi motywacjami i potrzebami, nieraz nawet do końca nieuświadomionymi. Splata się to z brakiem jasnych, ogólnie obowiązujących kryteriów jakości.
Oceny oddane są w większym stopniu subiektywnym gustom, niż mierzalnym parametrom. Trochę jak w świecie dzieł sztuki, co może nas nobilituje, ale jest też słabością, pozwala bowiem powstawać firmom i produktom, które wedle miar obiektywnych… nigdy powstać nie powinny. A tym bardziej nie powinny znaleźć klientów, a jednak znajdują. I to całkiem zadowolonych. A skoro tak… to czemu nie?
Ta słabość jest źródłem żywotności. Dlatego pojawia się tak wiele koncepcji, rozwiązań, konkretnych konstrukcji, a w ślad za tym pytań, testów, opinii. Gdyby jakość, o którą nam chodzi, dała się zmierzyć i na tej podstawie można było urządzenia porównywać, wskazując jednoznacznie na lepsze i gorsze, lub na dopasowane do jasno określonych wymagań, decyzje klientów byłyby łatwiejsze i mniej emocjonujące, różnorodność i wybór znacznie zredukowane, bowiem na drodze takiej ewolucji urządzenia słabe szybko by wymarły, a kolejne nie powstawały.
Nikomu nie przychodziłyby już do głowy pomysły sprzedawania "oleju z węża”, od razu i zgodnie przez wszystkich ekspertów wyśmiewane. Czasami nóż się w kieszeni otwiera, kiedy widzimy takie skoki na kasę, ale gdyby obnażyć niedoskonałości wszystkich produktów audio, zracjonalizować nasze oceny i wybory, to niepotrzebna okazałaby się nie tylko większość sprzętu, jaki nas otacza, ale też nasze audioszołowe imprezy, fora, gazety…
Tylko na tak żyznym i nieograniczonym żadnymi normami gruncie może rodzić się taka dżungla, w której każdy konstruktor i każdy użytkownik może objawiać swoją prawdę, próbować sprzedać i kupować rzeczy szalone, ale też rozsądne – trzeba tylko umieć ich szukać. Również wśród urządzeń testowanych w tym numerze AUDIO...
Do tej dżungli każdy wchodzi na własne życzenie i na własną odpowiedzialność. Chociaż faktycznie wielu nie wie, co tam na nich czyha, może myślą, że to bezpieczny park z wytyczonymi alejkami, ale ci, którzy płacą kilkadziesiąt albo i kilkaset tysięcy za high-endowe klocki i zabawki, chyba nie pomylili adresów.
Andrzej Kisiel