Nie chciałbym przekombinować, ale przekazanie tutaj pewnej myśli wymaga jednak odrobiny gimnastyki. Kto czyta „Audio” tylko dla testów, może sobie darować. Ludzie chcą być bezpieczni, wolni, najedzeni, ubrani i mieć dach nad głową, a kiedy potrzeby podstawowe zostają zapewnione, sięgają wyżej. Niektórzy twierdzą, że obcowanie z kulturą jest czymś tak pierwotnym, że niezbędnym dla egzystencji, i nie ma się o co spierać.
Na drodze ku lepszemu życiu plemiona przekształciły się w społeczeństwa, które rządzą się przez skomplikowane, ale niezbędne struktury, na tyle złożone, że nawet ich najważniejsze elementy nie są przez wielu obywateli dobrze rozumiane; większość obserwuje i korzysta z efektów końcowych działania tego mechanizmu, ale nie jest jego konstruktorami ani serwisantami – tak jak we wszelkich urządzeniach technicznych, również w sprzęcie audio. Jednak wielu z nas ma chęć konstruowania czy choćby apgrejdowania, nie mając do tego odpowiedniego przygotowania, ani nawet... nie chcąc go mieć.
Pamiętam rozmowę ze znajomym, który poprosił mnie o krótką lekcję na temat strojenia bas-refleksu, zastrzegając na wstępie, żeby "nie męczyć go tymi wszystkimi kutasami" (Qts, fs i Vas), bo to i tak dla niego niepojęte. Ktokolwiek się na tym zna choćby średnio, ten wie, że bez parametrów Thiele`a-Smalla ani rusz. "Znać się średnio" to w powyższym zdaniu mieć wiedzę co najmniej na ściśle określonym, "zaliczającym" poziomie. Natomiast przeciętna wiedza amatora jest znacznie niższa. Powstaje coraz większa przepaść między dostępnością, popularnością i praktyczną użytecznością nowych "cudów techniki", a ich skomplikowaniem; za zwykłym smartfonem stoi najbardziej zaawansowana technologia, a ta czerpie przecież z umysłowej pracy pokoleń.
Edukacja nie dogoni rozwoju technologii; "cywilizowany" człowiek nauczy się znacznie więcej niż dzikus, ale jest relatywnie znacznie głupszy wobec otaczającej go rzeczywistości. W skali bezwzględnej wie coraz więcej (chociaż i to nie jest takie pewne...), ale w relacji do skomplikowania świata – coraz mniej. Jednocześnie łatwość dostępu do wszystkich fantastycznych dóbr zwodzi go na manowce, że skoro potrafi obsługiwać smartfon, to pewnie mógłby zrobić sobie własny...
Że skoro rządzić i sądzić mogą inni, to może i on. W czasach kamienia łupanego dziki człowiek rozumiał więcej – wiedział, gdzie szukać odpowiedniego kamienia, jak go łupać, jak przymocować do kija, jak nim walczyć, polować i obedrzeć mamuta ze skóry. Potem wiedział, że bezwzględnemu władcy nie należy się sprzeciwiać, potem jednak skonstruował demokrację, która jako system bardzo nowoczesny i przyjazny w użyciu... jest mechanizmem bardzo skomplikowanym i wymagającym pewnej "kultury technicznej" od użytkownika. Nawet smartfon trzeba od czasu do czasu naładować, coś o nim wiedzieć, żeby działał i nie połączył nas "przypadkowo" z jakimś Escobarem, za co zapłacimy majątek.
Tymczasem uznaliśmy, że demokracja należy się wszystkim i wszystkim równie dobrze posłuży, bo sama w sobie ma zdolność podnoszenia kultury i wiedzy. Tak jak Internet, który miał być emanacją wolności, wszelkich możliwości i samych korzyści. Tylko że dla większości "użytkowników" demokracji, jej instytucje są tak samo niezrozumiałe, jak parametry sprzętu dla większości audiofilów. Tutaj jakieś kuteesy, tam jakieś kaeresy... Dlatego we wszystkich sferach dajemy się zwodzić populistycznej "muzykalności", a kiedy już ktoś nam przerobi sprzęt tak, że bas nas zatłucze (albo nie będzie go wcale), wtedy zaczniemy kompletowanie systemu od nowa.
Kiedyś może zrozumiemy, że przy dobrze zaprojektowanych urządzeniach lepiej samemu nie majstrować, nawet jak basu mamy trochę za dużo albo za mało, nie wymieniajmy "na oko" ani głośników, ani bezpieczników. Jak już koniecznie musimy coś zrobić, wymieńmy sobie sieciówkę i uwierzmy, że gra lepiej.
Andrzej Kisiel