W tym numerze testujemy głównie urządzenia, jakich jeszcze dekadę temu, biorąc pod uwagę całą paletę ich funkcji, nie moglibyśmy spotkać. Do niemal każdego projektu elektronicznego wkracza internet, transmisja bezprzewodowa, a według ostatnich doniesień z CES - "asystenci głosowi". To już zjawisko, atrakcja i problem daleko wykraczający poza działkę audio, chociaż i my będziemy musieli się z nim zmierzyć, jeżeli nie na polu wymagań audiofi lskich, to oceny funkcjonalności - przydatności, łatwości i niezawodności, a także bezpieczeństwa.
Skoro jednak wszyscy przyzwyczailiśmy się do smartfonów, które tworzą o wiele większe potencjalne zagrożenie podsłuchiwania i śledzenia wszystkich naszych ruchów, to i tak pobite gary. Zresztą wielu zdaje się czerpać wielką satysfakcję z tego, że wszyscy "znajomi" wiedzą o nich wszystko.
Dalsza inwigilacja i automatyzacja prowadzona postępem sztucznej inteligencji wydaje się nieunikniona, gdy spojrzeć na ludzki głód technicznych nowinek i naiwność, że będą one służyć nam, a nie my im, a dokładniej - tym, którzy będą czerpać z tego już konkretne zyski. Wszystko zaczyna się układać nie tyle w teorię spiskową, co w logikę techniczno-ekonomiczno-społeczno-polityczną, przewidzianą przez klasyków już w XIX wieku...
I logika ta wcale nie koncentruje się nad Wisłą w XXI wieku, chociaż nas nie omija, tyle że wszędzie, znowu zgodnie z klasykami, pozostaje na różnych etapach i ma różne warianty. No dobrze, znowu za dużo tu polityki, a za mało techniki, a już zupełnie nic o brzmieniu... Brzmienie straciło na znaczeniu, gdy obserwujemy szersze kręgi zainteresowanych najogólniej sprzętem grającym, chociaż trend nie jest taki jednoznaczny. Widać przecież, trwający już od kilku ładnych lat, wcale niesłabnący, i obejmujący również rynek masowy, renesans gramofonu. Dla wielu jest to mocnym dowodem, że brzmienie się broni, w dodatku to najbardziej szlachetne - od początku do końca analogowe - skoro nawet przeciętny zjadacz chleba potrafi tę właściwość odkryć, docenić i kontemplować.
Sam uważam, o czym już nieraz wspominałem, że głównym motywem jest tutaj chęć ucieczki od "bezduszności" - ale nie dźwiękowej, co techniczno-użytkowej. Czyli ucieczki od urządzeń cyfrowych - zwłaszcza tych nowej generacji, pozwalających na pozbycie się jakichkolwiek nośników - ku pewnej ceremonii, fizyczności, zmysłowości, co najmniej kilku różnym czynnościom, które trzeba wykonać, zanim spod igły popłynie muzyka, ku widokowi kręcącej się płyty. Nie wchodzę w spór, jak często analog gra "naprawdę" lepiej od cyfry - to nie ma dużego znaczenia. Znacznie ma "naprawdę" to, co się nam zdaje... I jeżeli koniec końców muzyka z winylu cieszy nas bardziej niż muzyka ze smartfona, to ja tym bardziej się cieszę.
Ale nie łudźmy się, że gramofon nie może służyć do podsłuchiwania. Niedawno mój syn przegrywał jakąś czarną płytę na twardy dysk komputera i potem odkrył, że w nagranej "prawie ciszy" na końcu płyty, słychać... naszą rozmowę (gdy pochylaliśmy się nad płytą, przed podniesieniem ramienia). Wot, delikatne to, a chytre, i podsłuchać też potrafi . Zintegrowanie asystentów głosu z gramofonem będzie perwersją, ale wbrew deklarowanemu przywiązaniu do wartości tradycyjnych, tak elegancko zapakowaną perwersję lud polubi i kupi.
Andrzej Kisiel